Dla mnie podział świata na sf i fantasy jest w zasadzie symboliczny. Jak dla mnie jest zbyt mało powieści sf, które odpowiadały moim upodobaniom jakiś bardziej racjonalnym wyjaśnieniom albo bardziej skupionym we własnym świecie. Przełomem (u mnie), że fantasy może być naprawdę interesująca, była dla mnie książka Złota księga fantasy. Nagle okazało się, że nie tylko sf może poruszać nieco trudniejsze tematy. Od razu bronię się, że nie sklasyfikowałem całej fantasy do rąbania mieczem i siania spustoszenia magią... tyle, że tego jest niestety dużo więcej.
Dając jakiś sensowniejszy przykład, podróż w czasie, zanim ją wykombinowano powiedzmy Jankes na dworze króla Artura (1889) i Wehikuł czasu (1895). Pierwsza to w zasadzie powieść przygodowa, gdzie co prawda wiedza daje przewagę, ale w drugiej powieści jest parę interesujących odpowiedzi co z ludzkością (pytań i odpowiedzi w obydwu książkach jest znacznie więcej). A wydaje mi się, że fantasy ma o wiele więcej zaoferowania w tym temacie.
Jak na gościa, który wiecznie marudzi wydaje mi się, że i tak sporo przeczytałem z fantasy. Ale jak na tak obszerny gatunek jestem w stanie wymienić raptem z tego co mi się spodobało cykl Ziemiomorze Le Guin i Żonę zmiennokształtnego Shinn Sharon (o opowiadaniach nie wspominam, bo to inna bajka), to raczej miałem marny kontakt z literaturą ;]