Moim głównym zastrzeżeniem jest to co zawsze wobec gier z otwartym światem. Idziemy ratować Ciri, już blisko blisko ale ... jeszcze skocze na 2 miesiące pozabijać potwory w księstwie na południe. To samo odnosi się do samego dodatku. Tu śledztwo, wyścig z czasem ale... jeszcze skompletuje karty do gwinta, uratuje parę winnic etc itd. Tej grze zarówno jako całości jak i w poszczególnych elementach brakuje jakiegoś popychacza. Limit czasu w falloucie wyglądał pięknie.
Zarzut w pewnym stopniu rozumiem (pamiętam, że podobne były przy ME2 i ME3), ale nie do końca się zgadzam.
Po pierwsze, jak chcesz możesz robić tylko wątek główny - de facto większość zadań i tak będzie dostępna po zakończeniu gry (aczkolwiek faktem jest, że zaczynając grę i nie znając fabuły nie wiesz, że taka opcja będzie, więc rzeczywiście jest presja na robienie questów).
Po drugie, Fallout jednak był tworzony w trochę innych realiach i dla innej grupy odbiorców, niż gry obecnie. Jeżeli grupa odbiorców jest szersza i mniej hardkorowa niż gracze w latach '90, to siłą rzeczy trzeba przyjąć rozwiązanie, które jest bardziej otwarte (robisz wątek główny, robisz wątek główny i trochę questów pobocznych albo robisz wszystko nim zabierasz się na poważnie za wątek główny).
Mi sztuczne spowalnianie gry nawet w kontekście fabularnym "trzeba ratować świat!" nieszczególnie przeszkadza - taka konwencja. W książkach jest akcja i fragmenty nazwijmy to "refleksyjno-przyrodnicze", w grach side-questy - nikt nie będzie oglądał zachodów słońca i prowadził monologów wewnętrznych za protagonistę, a akcja nie może lecieć cały czas.
Oczywiście alternatywą jest wplecenie większej liczby questów w wątek główny (brak oderwania od ratowania świata na rzecz szukania utopca po bagnach), a jednocześnie ich większe wyważenie w zakresie tempa akcji.
Podsumowując, jakkolwiek kwestię dostrzegam, mnie to nie razi.
BTW: w Krwi i Winie jest nawiązanie do tego problemu (a może to była podstawka i Ciri?). W każdym razie, gdzieś w grze, gdy Geralt pyta o możliwość zagrania w karty postać rzuca komentarz, że Geralt zamiast ratować świat zajmuje się graniem w karty i kompletowaniem talii.
Najlepsza czesc wszystkich wiedzminow jakie wspominam to sledztwo w Wyzimie w wiedzminie pierwszym.
A to prawda.
Pomijając już kwestię zgrabnego połączenia questów, to samo śledztwo było ciekawe.
Liczyłem na coś podobnego w Dzikim Gonie przy mordercy w Novigradzie, ale niestety ten quest to niewykorzystany potencjał. Przede wszystkim można było jakoś wprowadzić ten wątek zabójstw (już przy pierwszym pojawieniu się Geralta w Novigradzie), a samo śledztwo wydłużyć, bo punkt kulminacyjny następował zdecydowanie zbyt szybko.
Więc jasne, czemu nie, wiedźmin nowy - ok. Ale niech to przesuną 50-100 lat do przodu
Jest jeszcze opcja cofnięcia akcji i zagrania Vesemirem.
W sumie bardziej prawdopodobne niż granie, na przykład,
, czego niektórzy gracze wydają się oczekiwać.
Więc jasne, czemu nie, wiedźmin nowy - ok. Ale niech to przesuną 50-100 lat do przodu, zapełnią świat nowymi postaciami. Wtedy taki wiedźmin mógłby istotnie walczyć o każdy psi grosz jak w książkach a nie seryjnie zabijać potwory jak w grach. Ile ciekawych questów można zrobić w oparciu o "znajdź przyprawy do zupy" w przeciwieństwie do "usprawnij swoją winnicę"
A ja tam czekam na Cyberpunka.
Jak się rzekło w Krwi i Winie
"byliśmy świadkami - a niejednokrotnie sprawcami - rzeczy ważnych i doniosłych. Należy nam się odrobina wytchnienia"
...
Dobra, tak na poważnie, to gdybym miał pewność, że Redzi byliby w stanie stworzyć jeszcze jednego Wiedźmina na tym samym lub wyższym poziomie, to byłbym skłonny zapłacić za to wielokrotność ceny pudełkowej. Żadna gra w ostatnich latach mnie tak nie wciągnęła.