Itachi, luzik, żremy się ze sobą, bo po to jest forum i z takiego żarcia, czasem coś konstruktywnego wychodzi,
z czego mogą skorzystać ludzie, którzy danej rzeczy nie znają albo znają, ale chcą porównać swoją (czasem skrywaną) opinię z opinią innych.
Jak się już tak konstruktywnie żremy, to żeby podjudzić napiszę, że Sin City to przede wszystkim w warstwie literackiej takie przerysowane noir (albo jak już ktoś bardzo chce, to neo-noir) z elementami czarnej komedii, groteski i świadomym korzystaniem z estetyki kiczu. Teraz jak byśmy to przyoblekli w jakieś realistyczne rysunki, to już by było fajnie. Ale Miller poszedł jeszcze dalej. Przerysował też rzecz w warstwie graficznej, zarówno w odniesieniu do formy (kształty) jak i kolorystyki (a raczej - "kolorystyki"). I tym sposobem otrzymujemy doskonałą unifikację obydwu warstw, które się wzajemnie przeplatają i uzupełniają, tworząc treść, która by nie mogła zaistnieć bez żadnej z nich - totalna symbioza. A na dokładkę dostajemy również pewnego rodzaju karykaturę komiksu, rozumianego w sensie ogólnym jako medium.
Ale tak naprawdę, to wydaje mi się, że gdzie jak gdzie, ale w przypadku Sin City różne mniej lub bardziej mondre analizy po prostu zabijają tę rzecz, ponieważ albo się to czuje, albo nie - i kropka.
A jak ktoś nie czuje, to prędzej czy później dopadnie go Marv i inaczej zaśpiewa.