Jakiś czas temu skompletowałem Sin City, a teraz przeczytałem wszystkie tomy po kolei. Ponieważ jest to komiks znany i chyba lubiany, to miałem pewne oczekiwania. Jeśli chodzi o scenariusz, to jest w porządku, tak sensacja z nieco ciężkawym klimatem, ciemne speluny, podejrzane typy i piękne, niebezpieczne kobiety. No i bryki niczym z czasów świetności Kuby. W całej serii jest sporo pościgów, chyba nawet więcej niż samego miasta. Świetnym zabiegiem jest połączenie wątków w jednym miejscu i czasie, bardzo mi się to podoba.
Wizytówką serii są przede wszystkim rysunki Millera, to one budują ciemny, ciężki klimat. Rysunki wykonane w czerni i bieli mają moc, widać niezwykłą pomysłowość, gdzie każda plama jest przemyślana, kadry budują historię. Łapałem się na tym, że dość długo się przyglądam temu co zrobił Frank... Ale, ale. Tak jest tylko przez dwa pierwsze tomy. O ile poziom scenariusza jest przez całą serię na tym samym poziomie, to warstwa graficzna pikuje w dół. W tomach 5-7 mam wrażenie, że Millerowi już się po prosu nie chciało. Ja rozumiem, że pewna deformacja jest częścią jego późniejszego stylu, ale tutaj rysunki są brzydkie, niestaranne i nieczytelna. Kompletnie gdzieś zniknęła zabawa cieniem, za to mamy czarną plamę zamiast twarzy, a babeczki muszą mieć narysowane sutki na każdym rysunku, jakby to było najważniejsze. W ostatnim tomie najlepiej prezentuje się część wykonana razem Lynn, a po przecież nie jest cecha rozpoznawcza Sin City.
Ponieważ Miasto Grzechu, to dla mnie głownie warstwa graficzna, dla której scenariusz miał być tylko pretekstem - finalnie całość traci w moich oczach. Niestety to co budziło zachwyt na początku zostało rozmienione na drobne.