Moze na komiksach nie znam sie tak dobrze jak Ty (wrecz na pewno), ale z tych, co czytalem zdecydowanie wyzej cenie Sandmana (ktory siedzi mi w glowie non stop) lub 100 Naboi.
Ja w zasadzie nie rozumiem, co to znaczy "znanie się" w przypadku jakichkolwiek dokonań artystycznych. To raczej kwestia sposobu, w jaki coś, cokolwiek trafia do odbiorcy - film, obraz, wiersz, książka, komiks(last but not least) - nieważne. Trafia albo nie. Powala albo wręcz przeciwpołożnie. Czasem trzeba się intelektualnie skupić, a czasem po prostu można porechotać. Nie trzeba znać całej XIX wiecznej literatury, żeby przejąć się Dostojewskim ani historii rocka żeby wzruszyć się Marillionem. Można lubić Sinatrę i Milesa Daviesa, Edwarda Hoppera i Beksińskiego, Chandlera i Cortazara, Kurosawę i Monty Pythona... Na różnych płaszczyznach... Bez żadnego śledzenia historii, tradycji, osadzania w kontekście itp. Takie wiadomości na pewno pomagają, ale ich brak niekoniecznie przeszkadza. Kwestia hmmm... otwartości. No i gustów oczywiście, ale o tych podobno się nie dyskutuje
Ja też się nie znam, ale lubię i "Dylan Doga" i "X-Men'ów" i "Sandmana" i "Usagiego". W każdej z tych rzeczy jest coś fajowskiego - w jednych mniej, w innych więcej. Po prostu - otworzyć szufladki! Będzie łatwiej i na pewno przyjemniej