Siergiej Siniakin – „Władca mórz”.
Książka jest zbiorem czterech, dość różnych opowiadań osadzonych w rosyjskich realiach lub z rosyjskiego punktu widzenia pisanych. Podchodziłem doń z nieskrywaną ciekawością.
Pierwsze z nich – "Czas apokalipsy" opowiada o powstających z grobów kościotrupach żołnierzy Wehrmachtu. Wróży to ponoć wielkie zmiany. Jak się z czasem okazuje całe życie ludzkości ma się niebawem diametrialnie... zmienić. I na nic zdadzą się eskadry myśliwców, szybkie nawrócenia czy też naukowe poszukiwania... „Nie ma żadnej inwazji – zwykły Koniec Świata i basta!”. Zagadkowe stwierdzenia, prawda? Dodam tez, że niekoniecznie stuprocentowo prawdziwe.
Tytułowy "Władca mórz" opowiada o prezencie jaki otrzymał od swoich budowniczych car Piotr I Wielki. Jest nim drewniana łódź podwodna, którą wykorzystuje on w wojnie ze Szwedami. Jej prowadzeniem zajmują się dwaj bracia, synowie hrabiego Miagkowa: Iwan i Jakow. „Ojciec miał podwójną dewizę „Siłą i sprytem”, synowie zaś odziedziczyli podzieloną - i oczywiście Iwanowi dostała się siła a Jakowowi spryt”. Bracia wraz ze swoją załogą wykonują wiele misji w służbie jego cesarskiej mości jednocześnie wchodząc coraz bardziej w dorosłe życie i jego problemy.
"Feniks" to historia samotnego mściciela, obdarzonego zdolnością replikowania swego ciała, który eliminuje rosyjskich mafiosów. Jego prywatna vendetta ma się powoli ku końcowi. Mija bowiem dziesięć lat od wydarzenia, które zmieniło jego życie w ciągłą zemstę. W końcu zbliża się do upragnionego celu, który ma mu dać wytchnienie... Jego działania są odnotowywane w skrupulatnych raportach pisanych przez milicjantów. Przewijają się one przez całe opowiadanie swoim urzędowym charakterem nadając mu charakterystyczny wydźwięk. Sami milicjanci mieli kłopoty nie tylko z głównym bohaterem czy też przestępcami. Wystarczy wspomnieć, że „Mundurów w obwodowej składnicy MSW nie było i aktualnie wydawano je tylko tym, którzy wyjeżdżali do Azji Środkowej pilnować Czeczenów w ich niepodległej republice.”. Podobnych, zabawnych tekstów jest w opowiadaniach Siniakina więcej. Często wyśmiewa on w nich współczesną rosyjską rzeczywistość.
"Nudny wieczór na Marsie" zaś jest opowieścią o tym jak międzynarodowa wyprawa załogowa umila sobie życie psotami i zakładami. Głównym motywem przewodnim jest konkurs na najciekawsze wydarzenie, nieprawdopodobne i tajemnicze, które można realistycznie wyjaśnić. „Najważniejsze, że na Belzebubie znajdowało się to samo osławione piekło, którym straszą nas rozmaici kapłani, kiedy przestajemy ich karmić pieniędzmi.”. Jak widać opowieści są naprawdę niesamowite. Nagrodą w konkursie jest koniak, którego istnienie również nie jest tak do końca przesądzone. Przyznam, że to opowiadanie wzbudziło u mnie, zagorzałego fana fantasy, jakiś apetyt na fantastykę naukową w chociażby tak krótkiej formie.
Dobór opowiadań jest zarówno zaletą zbioru jak i jego wadą. Wadą bo każde z nich jest zupełnie inne od reszty co nieco wybija z rytmu czytania a zaletą bo poznajemy twórczość autora w różnych rodzajach fantastycznej konwencji. Mamy też do czynienia z mini powieścią quasi historyczną. „Władca mórz” jest jednak bardziej zabawą niż opowieścią osadzoną w faktycznych realiach historycznych. Dlaczego? Ponieważ jeden z jej bohaterów, car Piotr I Wielki jawi się czytelnikowi niczym mądry, inteligentny, czasem tylko nieco zawadiacki władca a w istocie był przecież wielkim okrutnikiem a momentami nawet szaleńcem o czym pisze w posłowiu Andrzej Sawicki.
Siniakin jest określany przez wydawcę mianem rosyjskiego Pilipiuka. Prawda to czy fałsz? Dobrze to czy źle? No cóż, nie tak łatwo to stwierdzić. Na pewno zaletą pisarza jest spora umiejętność zabawy motywami i schematami. Wielokrotnie zdarzyło mi się podczas lektury uśmiechnąć, choć spora część smaczków jest nieco zawoalowana. Sęk w tym aby je wyłapać. Siniakin na pewno nie jest takim samym pisarzem jak Pilipiuk, ale jest doń podobny. Posiada jednak sporą dozę oryginalności, własnej odrębności co dobrze o świadczy o nim i jego twórczym potencjale.
Charakterystyczną cechą wszystkich opowiadań jest ich otwarte, może nawet sporo, zakończenie. Niby historia dobiega końca, niby już się domyślamy co się stanie a tu... Autor urywa opowieść pozostawiając nas w niepewności. Rozmaite niedomówienia skłaniają nas do tworzenia własnych, alternatywnych zakończeń danej historii.
Książkę wydano starannie, druk jest wyraźny i prawie bezbłędny (kilka literówek). W kilku miejscach był też trochę za słaby. Cieszę się, że dzięki wydawnictwu Solaris mogłem zapoznać się z próbką rosyjskiej fantastyki, którą w wykonaniu Siergieja Siniakina szczerze polecam.
Moja ocena: 7/10