Autor Wątek: Opowiadanie opisowe.  (Przeczytany 19482 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #30 dnia: Luty 28, 2005, 06:30:53 am »
Szliśmy przez dwa dni, niemal, że bez przerwy. Rzadko kiedy stawaliśmy, aby zaspokoić głód, czy aby się zdrzemnąć. Annaroth ciągle nerwowo się rozglądał, czasem jego ruchy były tak gwałtowne, że nie raz mnie przestraszył. Reagował na najmniejszy szelest, czy ruch wiatru. Nie wytrzymałem. Zapytałem się: "Kim... Lub czym dokładnie jest TO COŚ za czym się tak nerwowo rozglądasz?" Annaroth spojrzał na mnie (znowu te przeszywające oczy...), uśmiechął się lekko, pokazując swoje... Szpiczaste, ostre jak szpilki każde zęby. Chyba nie muszę opisywać jak się przestraszyłem. Istoty ciągle mnie zaskakiwały, jednak każdemu zaskoczeniu towarzyszył strach. Udałem, że tego nie zauważyłem i słuchałem. "Jak głupio to zabrzmi... TO COŚ, przed czym uciekamy jest - jak wy na nas mówicie - ISTOTĄ. Jednak zepsutą, zgniłą w środku, którą zaczęła trawić rządza władzy i bogactw. Pech chciał, że jest to też jeden z najpotężniejszych z nas. Nie bytaj się mnie o jego imię. Zostało wyklęte z naszego rodu, wymazane. Zazwyczaj nazywamy go "Czarnym". Otóż kiedy Rada dowiedziała się o tym, że z Czarnym dzieje się coś niedobrego, coś nad czym oni sami nie potrafią zapanować, odebrali mu dar nieśmiertelności. Rozwścieczony Czarny postanowił ten dar odzyskać, a on nigdy nie rzuca słów na wiatr. Walczymy z nim już od lat. Jest uciążliwy jak wrzód w du... Echhh... Wiesz o co mi chodzi. Próbuje zdobyć wszystkie informacje, jakimi dysponuje Rada. Przez ten czas, stawał się coraz potężniejszy. Mało jest Istot, jakie mogłyby mu dorównać. Obawiam się, że w końcu dopnie swego." Tym razem uśmiech zniknął, pojawił się strach i gorych. Spuścił wzrok. Nie zadawałem mu już więcej pytań. Teraz zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie powinienem się do tej sprawy mieszać. Ominąć szerokim łukiem zniszczoną karawanę. Annaroth stanął. Znajdowaliśmy się na skraju lasu. W oddali widniała ognista góra Gordon. Mój towarzysz wyszeptał z wyraźną trwogą w głosie: "Czarny". Spojrzałem przed siebie. W naszym kierunku szedł, jak mi się zpoczątku wydawało wędrowiec. Ubrany cały na czarno, w ręce dzierżył laskę, długości równej jego wzrostowi, też czarną. Annaroth szepnął: "No i masz babo placek. Ty masz kamień. Wejdź na górę Gordon, tam znajdziesz jaskinię, a w niej adresata - Segoth'a - to jemu musisz dać tą wiadomość. Ja postaram się powstrzymać Czarnego jak najdłużej." Widziałem, jak mroczny wędrowiec zbliżał się do nas nieśpiesznie. Ale zrozumiałem. Oto przede mną stoi jedna z najpotężniejszych ISTOT. .................................

A: Pobiegłem co sił w nogach w stronę Gordon.
B: Zostałem mimo błagań Annarotha, aby pomóc mu w walce, mimo, że nie miałem pojęcia jak to zrobić.
C: Pobiegłem... Ale zamiast prosto na górę Gordon, ukryłem się w przydrożnych krzakach i przglądałem się rozwojowi sytuacji.
D: Domagałem się od Annarotha szerszych wyjaśnień, na temat góry Gordon i zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline andp84

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #31 dnia: Luty 28, 2005, 10:39:17 am »
Odpowiedź A

Bez zastanowienie pobiegłem we wskazanym kierunku - wiedziałem, że jeśli potężny Annaroth tak się obawia "Czarnego", to ja, zwykły człowiek, nawet nie wojownik, nie miałbym w starciu z nim najmniejszych szans, a jedynie przeszkadzałbym Annarothowi.

Offline Partex

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #32 dnia: Luty 28, 2005, 06:34:44 pm »
YO! też się dołanczam Zompi  :D ! Będe się starał śledzić poczynani opowiadanka (?) i w miare dopisywać ciąg dalszy :).
Życie jest grą, śmierć to tylko zmiana planszy."

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #33 dnia: Luty 28, 2005, 08:15:44 pm »
Nie minęło dużo czasu, kiedy w oddali słyszałem odgłosy walki. Moim zdaniem dawali z siebie wszystko. Wrzaski, odgłosy uderzeń, a nawet walających i spadających drzew! Cieszyłem się z mojej decyzji. Nawet nie wiedziałem, że potrafię tak szybko biec. Niegdy zresztą nie trafiała się okazja, aby sprawdzić tą umiejętność. Znajdowałem się już na przedgórzu Gordon'y. Kiedy się odwóciłem widok, jaki zastałem zaparł mi dech w piersiach. Las, którym przedtem spacerowałem stanął w ogniu! Trawił go powoli, wydzielając takie ilości gorąca, że nawet ja je odczówałem! "Ogień i wiatr to nasze żywioły" powiedział mu Annaroth. Teraz na własne oczy mógł się przekonać, że ogień i wiatr są DOSŁOWNIE ich żywiołami. Odgłosy walki jednak ucichły. Zginął? Jakoś nie mogłem w to uwierzyć, aby Annaroth mógł zginąć. Zacząłem go nawet lubić. Kiedy nie usiłował wymigiwać się od zadawanych mu pytań. Poczułem jak kryształ zaczął mnie kłuć, jakby wysyłał do mnie lekki impuls magiczny. Nie mogłem czekać. Jeżeli Annaroth faktycznie zginął, "Czarny" na pewno już za nim podąża. Kiedy się odwróciłem, aby podążyć w dalszą drogę, jaką "wskazywał" mi krysztł, tuż przede mną jakby z podziemi wyrosło jakieś zwierzę! Z wyglądu przypominał niedźwiedzia, jednak był co najmniej o połowe większy, kły miał dłuższe, wystające znad warg i jakoś dziwnie zakrzywione. Obok mnie leżał całkiem spory kamień z ostrymi krawędziami. W sam raz na broń. Jednak, czy miałem jakieś szanse z tym niedźwiedziopodobnym stworem? Wyglądał na silne i mocarne zwierze. ................................... ...............

A: Rzuciłem się do ucieczki.
B: Postanowiłem walczyć. Starałem się szybko podnieść ostry kamień i uderzyć nim w głowę bestii.
C: Postanowiłem wykonać starą sztuczkę o jakiej mi kiedyś opowiadał dziadzio. Upaść i udawać nieżywego. Podobno po takiej akcji niedźwiedzie zazwyczaj zostawiają ofiarę w spokoju. Jednak to co przede mną stało, tylko przypominało niedźwiedzia.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline smiglowa

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #34 dnia: Luty 28, 2005, 08:45:37 pm »
Odpowiedź B.

Chwyciłem kamień i w przypływie szału cisnąłem nim prosto w łeb dziwnego stwora. W odpowiedzi wściekle zawył i rzucił się na mnie, jadnak został oślepiony i nie za bardzo mógł trafić. Nie czekając aż mu się to uda, rzuciłem się przed siebie, w kierunku Gordon`y, dosłownie czując jego oddech na karku. Nie miałem jednak odwagi zwolnić ani oglądać się za siebie...

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #35 dnia: Marzec 01, 2005, 06:06:36 pm »
Niesłychane ile sił potrafi wykrzesać człowiek kiedy ucieka przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. Nie miałem pojęcia czy niedźwiedziopodobny stwór jeszcze mnie goni. Ale ostatki mych sił już się wyczerpały. Nagle nogi odmówiły posłuszeństwa i upadłem nagle twarzą do ziemi. Ze strachem czekałem co zgotuje mi los. Czekałem, aż zakrzywione kły rozszarpią moje ciało. Jednak nic się nie stało. Z trudem przybrałem pozycję siedzącą i ciężko oddychając zacząłem się rozglądać.
Stwór, który najwidoczniej przez cały czas mnie gonił, stał, wiercił się, jakby niepewny czy iść dalej. Raz robił krok do przodu, potem przystawał, obracał się, robił krok na boki i tak ciągle. W końcu odszedł, najwyaźniej zniechęcony. Kiedy rozejrzałem się gdzie dokładnie jestem, nagle też zapragnąłem stąd odejść. Ziemia, na której siedziałem, była szara od popiołu i próchna z zestarzałych kości. Wszystko naokoło spowijała mgła. Chyba znajdowałem się na jakimś cmentarzysku. Leżały tam szkielety chyba każdego stworzenia co najmniej po jednym egzemplażu. Najmniejsze, (chyba krasnoludów) trzymały jeszcze w zaciśniętych kościstych dłoniach topory i młoty. Gigantyczny szkielet stworzenia, chyba z 4 razy większy od obory, a czaszką wielką jak 2 konie zeżał oparty o ostre skały z otwartą szczęką, w której błyszczały ostre jak sztylet, wielkie jak ludzka ręka zęby. Miejsce to nie przypadło mi do gustu, ale coś mi mówiło (to pewnie sprawka kryształu), że powinienem iść w głąb cmentarzyska. Ruszyłem, ciągle jeszcze zmęczony ucieczką. We mgle słydzałem upiorne odgłosy i pojękiwania. "Duchy jakieś czy co?" pomyślałem. Doszedłem do ujścia do jaskini... Ogromnej jaskini. Wejście było tak ogromne, że bez problemu zmieściłyby się w niej 2 ogromne stworzenia, do których należał tamten monstrualny szkielet!
W środku panoszyła się mgła. W mgle dostrzegłem ciemny zarys jakiejś postaci. Nawet jak na tą odległość, oceniłem, że była bardzo mała. Nie dosięgałaby mi nawet do pasa. Jednak z doświadczenia już wiem, że nie wolno lekcewarzyć ludzi (albo i innych stworzeń) po wyglądzie, a tym bardziej po wzroście. Jednak kamień coraz ocniej bombardował moją dłoń impulsami magicznymi. Niemal mnie parzył! ...................................

A: Ruszyłem wgłąb jaskini, na spotkanie z tajemniczym karłem.
B: To miejsce mi się nie podobało. Uciekłem jak najdalej z tąd.
C: Poczekałem w ukryciu, jak mały człowieczek sobie pójdzie, a potem wkroczyłem do jaskini.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Partex

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #36 dnia: Marzec 01, 2005, 06:29:20 pm »
Odpowiedź C.
Schowałem się za kamieniem i poczekałem aż karzeł wyjdzie z jaskini. W reku trzymał coś długiego, nie wiem co to było. Zbliżał się coraz bardziej wyjścia jaskini. W końcu go ujrzałem... Oczy omal nie wypadły mi z orbit gdy go ujrzałem. Był to kanibal. Jego twarz była cała zakrwawiona, w ręku trzymał w pół obdartą z mięsa kość. Pierwszy raz widze coś takiego jak on. Spiczaste uszy, ostre zęby ociekające krwią, gęsto owłosione ręce i nogi. Rozejrzał się i ruszył przed siebie. Chciałem się cofnąć jeszcze bardziej lecz przez przypadek nadepnolem na suchą gałązkę. Zamarłem... Kanibal odwrócił głowę i spojrzal w moim kierunku. Prychnął i ruszył dalej. Gdy się oddalił odetchnąłem z ulgą. Myślałem, że dostane zawału...
Życie jest grą, śmierć to tylko zmiana planszy."

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #37 dnia: Marzec 03, 2005, 07:18:39 am »
Jaskinia była jeszcze więsza niż sobie wyobrażałem. Na pewno nie powstała jedynie tylko naturze. Podłoga była wykafelkowana, z sufitu zwisały na grubych łańcuchach wypalone żyrandole, przy ścianach stały rzeźby zwierząt, ludzi, elwów, krasnoludów i chyba wszystkich mieszkańców świata. Każdy w skali 1:1. Mały krasnolud o szerokich barach i imponującej brodzie sięgającej pasa, dostojny elf, z wielkimi szpiczastymi uszami i lekko skośnymi oczami, człowiek... Jak to człowiek, mine ma niemrawą, nie wyrażającą nic konkretnego. Widziałem także posąg dziwnego niedźwiedziopodobnego stwora, kanibala, którego widziałem przed wejściem do jaskini. Ogromne zwierze z dziwnie długim nosem, ogromnymi uszami i dwoma monstrualnie wielkimi kłami, pomarszczoną skórą z podpisem na podstawie w języku elfów, ludzi i jeszcze innym, którego nigdy nie słyszałem: "Erath'orn, Słoń, Torgos". Jeszcze dalej jeszcze większe stworzenie, dziwne w swojej budowie. Wielki jak tamten szkielet z cmentarzyska, cały pokryty łuską, z czterema łapami z wielkimi szponami. Łeb podłużny, dostojnie uniesiony do góry, wąskie oczy, długie kły. Z tyłu unosiły się do góry ogromne skrzydła, takie same jak u nietoperza tylko z conajmniej stókroć większe. Wyglądął zarazem strasznie, jak i pięknie. Ten był podpisany: "Drache, Smok, Gird Orm". Zaraz obok, figura niemal identyczna, ale jeszcze większa, a figura na niej bardziej dostojna i majestatyczna. Pod jej ogromnymi łapami stał kamienny człowiek. Podpis: "Drake, Istota" Trzeciego języka nie było. Z niedowierzaniem patrzyłem na podpis, potem jeszcze raz na figurę, to ogromnego smoka, to na człowieka stojącego przed nim. Zauważyłem, że ten człowiek miał pionowe źrenice, jak Annaroth i Irrith. Dalej nie było już żadnych figór, tylko ogromne wrota. Wykyte chyba z żelaza, z domieszką miedzi, ale nie byłem pewien, nie znam sie na metalurgii. Widniały na niej obrazy, płaskowyże. Nawet ja mogłem siedomyśleć, że przedstawiają losy świata. Było ukazane podbicie ziem wschodnich, odnalezienie kryształu many na plaży w Seelor, przez małego rybaka, zawarcie traktatu o nieagresję, zjednoczenie magów ze wszystkich krain. Widniały także puste pola, które najwidoczniej czekały, aż ktoś wyrzeźbi na nich to, co się jeszcze nie stało. Nagle drzwi skrzypnęły, ostpale poruszyły się w moją stronę i otworzyły na ościerz. Za drzwiami korytarz ciągnął się dalej. Wtedy to ułyszałem głos. Skrzekliwy, metaliczny i jakiś taki nieczysty i załamany: "Witaj Glorroth!" Spojrzałem w dół. Zobaczyłem małego człowieczka, wielkości tamtego kanibala. Ten jednak cały był owinięty w białą szatę, zapiętą na lewej piersi czerwonym medalionem, chyba z rubinu. Kaptur był tak zarzucony, że widziałem tylko jego usta, na czubku kaptura wyszytą miał runę ognia i wiatru, taką samą jaką ja mam na ręce. "Witaj! Długo na ciebie czekaliśmy."................................

A: Bez namysłu wycofałem sie i uciekłem.
B: Powiedziałem: "To chyba pomyłka. Ja nie jestem Glorroth".
C: Ominąłem go patrząc na niego z pgardą i ruszyłem dalej korytarzem.
D: Powiedziałem mu, że mam wiadomość dla Segotha i że powiedziano mi, że tu go znajdę.
E: Zacząłem zasypywać go pytaniami, aby wszyskiego się dowiedzieć. ( Tu zadaj pytania).
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Angelus

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #38 dnia: Marzec 03, 2005, 11:29:52 am »
,,To jakaś pomyłka.Nie jestem Gllorroth.Bierzesz mnie za kogoś innego."-odpowiedziałem.
Byłem nie tylko u kresu wytrzymałości fizycznej ale i psychicznej.Drżałem na całym ciele, miałem nadzieję na schronienie i odpoczynek w jaskinii ale jej wnętrze napawało mnie niepokojem i do tego ten dziwny gość...Nie miałem jednak sił iść dalej wiec opadłem na kolana i oparłem sie o skałę.Wiedziałem jedno:moze i jestem zmęczony i pamięć mi szwankuje, nazywano mnie juz bardzo rożnie ale Glorroth?Co to wogóle znaczy?
Nigdy nie pijam... wina"

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #39 dnia: Marzec 03, 2005, 05:08:42 pm »
"Jesteś zmęczony... To normalne, po tym przez co przeszedłeś". Zakapturzona postać mówiła ciągle tym samym, niezmiennym metalicznym głosem. Nie zdradzał go rzaden akcent, nie sposób wyczuć, czy mówił ze współczuciem, czy pogardą. "Ty jesteś Glorroth, chociaż może jeszcze o tym nie wiesz. Rada uznała, że skoro działasz teraz z nimi, powinni ciebie jakoś nazywać. Glorroth, znaczy w ich języku WYBAWCA. Mam jedynie, że ten Gravier ciebie nie przestraszył. Panoszą się jak na każdym cmentarzu, ale zazwyczaj nie atakują ludzi i Drake'ów... To znaczy Istot oczywiście." Prawie go nie słuchałem. Byłem zbyt zmęczony, żeby zrobić cokolwiek! "Zapewne jesteś ciekawy kim jestem? Jeste opiekunem tej jaskini. Wiesz, przyjmuję zaproszonych gości i wyrzucam nieproszonych, chociaż rzadko kto już tutaj przychodzi. Mam nadzieję, że masz kamień. Tak na pewno..." Dalszej wypowiedzi już nie słyszałem. Uszy mi się zatkały, a przed oczami poczerwieniało. Byłem zły, zły jak nigdy dotąd, blizna zaczęła wściekle palić. Wycisnąłem jeszcze resztki sił i wysapałem jedno słowo: "Zamknij się!" Zakapturzony człowieczek skierował ciemną pustkę spod kaptura w moją stronę. Tkwiliśmy w swoich pozycjach przez kilka sekund, ale mi się wydawało, że minęly godziny... "Wybacz. Zazwyczaj nie mam tutaj towarzystwa, a czasami lubię z kimś porozmawiać. Czy pozwolisz, że zaprowadzę cię na pokoje? Może cię to zainteresuje, ale ktoś na ciebie czeka. Myślę, że tym faktem bardzo się ucieszysz." Postać złapała mnie za ramię. Mimo swoich mikrych rozmiarów była silna i pomogła mi się przemieścić prze następne korytarze. Miejsce to wypełniało serce zgrozą, ale i podziwem. Po pewnym czasie widziałem w nim jedynie niewysłowione piękno.
Stałem teraz przed mosiężnymi drzwiami. Kiedy mała postać je otworzyła stanąłem jak wryty. Bynajmniej nie z tego powodu, że sala była całkiem komfortowo urządzona, ale to, że na łóżku siedział... Annaroth. Był cały posiniaczony, twarz miał zabandarzowaną, lewą rękę usztywnioną między deskami. Odziany w coś co przypominało prosty, biały szlafrok. Kiedy zobaczył mnie i moje zaskoczenie, wstał, uśmiechną się szeroko, pokazując przy okazji swoje ostre zęby (kilku brakowało) i powiedział: "Miło cię znowu zobaczyć".

A: Stałem ciągle w drzwiach, z otwartymi ze zdumienia ustami i czekałem, aż Annaroth powie coś pierwszy.
B: Zapominając o zmęczeniu podbiegłem do niego i ścisnąłem go, śmiejąc się i cieszyć, że żyje.
C: Z uśmiechem na twarzy usiadłem obok niego na łóżku i zacząłem domagać się pełnego sprawozdania z walki.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Sajuuk'

  • Szafarz bracki
  • *****
  • Wiadomości: 3 018
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • z'; DROP TABLE profile; --
    • sireliah.com
Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #40 dnia: Marzec 03, 2005, 06:09:42 pm »
Stałem ciągle w drzwiach, z otwartymi ze zdumienia ustami i czekałem aż Annaroth powie coś pierwszy. Nic z resztą dziwnego. Tego dnia przeżyłem bardzo wiele, a to nadwyrężyło moje siły, w końcu tylko chłopca. Na prawdę chciałem się dowiedzieć co się stało z Annarothem, lecz teraz nie mogłem wydać z siebie głosu. Martwiłem się o niego, chociaż znałem go od bardzo nie dawna. Martwiłem się o Istotę, o kogoś, kto nie był do końca człowiekiem. Ta figura, którą widziałem wcześniej była podpisana jako "drake, Istota". Czy to znaczy, że także Annaroth był... czymś takim? Niemożliwe... jednak dziadek kiedyś opowiadał... Annaroth podszedł do mnie bliżej. Sprawiło mu to nieco trudności, lecz nie dawał po sobie poznać, co przeszedł.
- Widzisz synku, czeka nas więcej trosk zanim dotrzemy do celu. - powiedział.
Poczułem, że tracę władzę w nogach. Wszystko, nagle spowiła ciemność.
"Był to chłopak tak piękny, że nie musiał się nawet myć" - T. Konwicki, "Dziura w niebie"

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #41 dnia: Marzec 04, 2005, 06:48:05 am »
Kiedy otworzyłem oczy leżałem w łóżku, w mojej nowej sali mieszkalnej.
Łoże było bardzo wygodne, albo poprostu takie sprawiało wrażenie po 3 dniach spędzonych w poróży. Czółem się już o wiele lepiej, ale ręce wciąż miałem lekko zdrętwiałe, głowa pulsowała tępym bólem, a nogi drżały przy każdym kroku. Spróbowałem wstać. Przybrałem pozycję półleżącą, oparłem się o miękkie prześcieradło łokciami. Przy przeciwległej ścianie na krześle siedział Annaroth, brodę miał opartą o pierś i zdawało się, że drzemał. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że ciągle jeszcze trzymam niebieski kryształ. Byłem wściekły, miałek ochotę wyrzucić ten kamień za okno, we mgłę. Ale wtedy cały wysiłek poszedłby na marne. Rozmyśliłem się. Annatorh obudził się, ziewną głośno, przy czym szeroko otworzył usta, znowu demonstrując swoje imponujące zęby. Nie wiem dlaczego, ale widok tych kłów już nie budził we mnie strachu. Może po prostu już się przyzwyczaiłem... A może zaczynam już warjować. Istota popatrzyła na mnie, lakko się uśmiechnęła i rzekła lekko drżącym od zmęczenia głosem: "Znając ciebie, masz pewnie mnóstwo pytań?" Ba! Pytania tłoczyły mi się w głowie i każda wołała: "Zapyaj się o mnie!" ................................... ............

Jakie pytania zadałbyś Annarothowi?
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Sajuuk'

  • Szafarz bracki
  • *****
  • Wiadomości: 3 018
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • z'; DROP TABLE profile; --
    • sireliah.com
Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #42 dnia: Marzec 05, 2005, 11:00:33 pm »
- Gdzie jesteśmy? - zapytałem. To pytanie było związane raczej z chwilą bierzącą, niż z tym co się wydarzyło wcześniej i tym co może się wydarzyć. Uznałem, że zbyt obszerna wiedza na tematy, których nie potrafię zrozumieć, może mi zaszkodzić. Pewnie, że chciałem się dowiedzieć wielu rzeczy, ale chyba lepiej jeśli pewne sprawy wyjdą na jaw w swoim czasie... chyba. Zanim Annaroth zdołał cokolwiek powidzieć, kolejne pytanie wywalczyło sobie prawo głosu.
- Annaroth! Jak udało ci się pokonać naszego wroga? Udało ci się, prawda? Opowiedz mi więcej!
Zrobiłem proszącą minę. Chciałem mimo wszystko zrozumieć co się dzieje, jeśli jest to związane ze mną.
"Był to chłopak tak piękny, że nie musiał się nawet myć" - T. Konwicki, "Dziura w niebie"

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #43 dnia: Marzec 06, 2005, 11:48:52 am »
Annaroth znowu uśmiechnął się lekko. Ja nie dostrzegałem w tej historii nic śmiesznego, ale może Istoty postrzegają to trochę inaczej. "Wiedziałem. Ty i te twoje nieustające pytania. No dobra, sma tego chciałem. Walka nie była tak zajadła jak się tego spodziewałem..." Przypomniał mi się w tym momencie obraz płonącego lasu i odgłosów uderzeń. Próbowałem sobie wyobrazić jak dla niego powinna wyglądać zajadła i ostra walka. Jednak w tej chwili chciałem wysłuchać opowiadania Annarotha. "Z początku miałem nawet nad nim przewagę. Widać nie spodziewał siętego co potrafię, hehe... Ale jak pokiereszowałem mu twarz zorientował się z kim ma do czynienia. Rzucił się na mnie ze wściekłą furią, uderzył mnie pięścią pod bok. " Pokazał ogromnego sińca pod lewą częścią klatki piersciowej. Gdyby cios padłby wyżej, połamałby mu żebra. "Sprawił mi niezłą serię, inaczej mówiąc, sprał na kwaśne jabłko. Wtedy zrozumiałem, że w ruch musi pójść magia. Strzeliłem w niego z ognistego pocisku w już pokrwawioną twarz i w napadzie złości kopnąłem go w krocze. Gdybyś widział jak się wił i podskakiwał. W tym momencie przypominał raczej błazna niż Czarnego. Dalsza walka, była wyrównana. Niechcący mósiałem podpalić jedno drzewo i zapalił się cały las. Szkoda... To był dobry las." Przerwał, odchrząknął, wziął głęboki wdech i mówił dalej. "Jednak sytuacja zaczynała się pogarszać. Ja zaczynałem słabnąc, kolana uginały mi się pod ciężarem własnego ciała, a on wydawał się być zupełnie nie wzruszony. Nawet jego oddech był spokojny, ciało chłodne, kiedy moje wręcz podpalało rosnącą pode mną trawę." Nie wiem, czy to była tylko metafora, czy mówił to na serio. Kiedy znajdywał się blisko istoty zawsze czółem jakby powiew ciepłego wiatru. Ale czy to ciepło emanowało od Annarotha? "Już wtedy wiedziałem, że go nie pokonam, więc spróbowałem odlecieć." Czyżby znowu metafora? "Co dziwne, Czarny mi na to pozwolił, zostając w dole, wśród płonących drzew. Dotarłem na górę Gordon, do tej jaskini. A raczej wpadłem z wielkim hukiem, bo kiedy już byłem przy wejściu wleciałem z impetem i straciłem przytomność. Po drodze próbowałem ciebie znaleźć, ale mgła był zbyt gęsta... Dobrze, że nic ci się nie stało." Nic... Doznałem jedynie załamania psychicznego i fizycznego, ale co tam! Z błogą przyjemnoścą słuchałem dalej. "Podleczyli mnie, czuje się już znacznie lepiej... I o niebo lepiej wyglądam niż po walce... heh... Gdzie jesteśmy? To jaskinia w górze Gordon, siedziba Rady i dawna stolica Istot. Musisz jeszcze trochę odpocząć. Niedługo staniesz przed Radą." I wtedy do sali wpadł opiekun jaskini. Przemówił głosem metalicznym, ale już nie beznamiętnym i pustym. W głosie tm dało się wyczuć strach. "Mała zmiana planów o ognisty. Czarny tu jest." Annaroth, którego opiekun nazywał ognistym, zerwał się z łóżka, oczy nagle mu zabłysnęły najdoskonalszą jaką w życiu widziałem czerwienią, biały płaszcz zaczął się unoscić i odrywać od jego ciała, wokół niego powietrze zaczęło falować od gorąca, jakie nagle zapanowało. "Ośmielił się przyjść, aż tytaj?!!" Annaroth dosłownie ryknął. W jego głosie nie dało się słyszeć nic z człowieczeństwa. Jego dzika furia przeraziła mnie. Nie byłem wstanie nawet głośno przełknąć śliny. Ruszył gwałtownie w stronę drzwi, ale zatrzymał się w progu. "Tym razem nie zostawię niedokończonej roboty! Opiekunie..." Jego ton lekko złagodniał. "Zaprowadź Glorroth'a w jakieś bezpieczne miejsce... Ale nie do sali Rady! Gdzieś indziej... Na pewno znajdziesz odpowiednie miejsce. Gdyby stawiał opór i próbował zadawać jakiekolwiek pytania, to po prostu palnij go w łeb i nieś go ogłuszonego... I jeszcze jedno... Módlcie się, aby mi się powiodło." Zniknął w ciemnościach korytarza, ale po chwili wrócił i powiedział: "Prawie bym zapomniał! Weź kryształ i pilnuj go jak oka w mgnieniu" "W głowie" Poprawiłem go. "Nie ważne... Pilnuj go!" Annaroth ruszył w mroczny korytarz i tym razem już nie wrócił............................. .

A: Podążyłem za Opiekunem.
B: Pobiegłem w korytarz... Miałem teraz okazję zobaczyć na własne oczy jak walczą istoty.
C: To chyba nałóg, ale próbowałem zadać Opiekunowi kilka pytań.
D: Nalegałem, aby zostać tutaj w pokoju. To trochę dziwne, ale kamień pulsował tutaj tak silnie, jakby nie chciał być przenoszony gdzieś indziej.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline andp84

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #44 dnia: Marzec 06, 2005, 07:49:50 pm »
C

Patrząc na groźny wyraz twarzy Opiekuna, postanowiłem pójść za nim. Pośpiesznym krokiem wyszliśmy z komnaty. Cała ta sytuacja była jednak na tyle dziwna i tajemnicza, że nie mogłem powstrzymać się przed wykrzyczeniem w kierunku idącej przede mną postaci kilku pytań.
- Gdzie mnie zabierasz ?!
- Czy Istoty naprawde potrafią latać ?!
- Czy Czarny jest tak potężny, że może pokonać  całą Rade ?!
- I wreszcie, ile Istot tu mieszka i ile jest ich na całym świecie ?!

 

anything