Jaskinia była jeszcze więsza niż sobie wyobrażałem. Na pewno nie powstała jedynie tylko naturze. Podłoga była wykafelkowana, z sufitu zwisały na grubych łańcuchach wypalone żyrandole, przy ścianach stały rzeźby zwierząt, ludzi, elwów, krasnoludów i chyba wszystkich mieszkańców świata. Każdy w skali 1:1. Mały krasnolud o szerokich barach i imponującej brodzie sięgającej pasa, dostojny elf, z wielkimi szpiczastymi uszami i lekko skośnymi oczami, człowiek... Jak to człowiek, mine ma niemrawą, nie wyrażającą nic konkretnego. Widziałem także posąg dziwnego niedźwiedziopodobnego stwora, kanibala, którego widziałem przed wejściem do jaskini. Ogromne zwierze z dziwnie długim nosem, ogromnymi uszami i dwoma monstrualnie wielkimi kłami, pomarszczoną skórą z podpisem na podstawie w języku elfów, ludzi i jeszcze innym, którego nigdy nie słyszałem: "Erath'orn, Słoń, Torgos". Jeszcze dalej jeszcze większe stworzenie, dziwne w swojej budowie. Wielki jak tamten szkielet z cmentarzyska, cały pokryty łuską, z czterema łapami z wielkimi szponami. Łeb podłużny, dostojnie uniesiony do góry, wąskie oczy, długie kły. Z tyłu unosiły się do góry ogromne skrzydła, takie same jak u nietoperza tylko z conajmniej stókroć większe. Wyglądął zarazem strasznie, jak i pięknie. Ten był podpisany: "Drache, Smok, Gird Orm". Zaraz obok, figura niemal identyczna, ale jeszcze większa, a figura na niej bardziej dostojna i majestatyczna. Pod jej ogromnymi łapami stał kamienny człowiek. Podpis: "Drake, Istota" Trzeciego języka nie było. Z niedowierzaniem patrzyłem na podpis, potem jeszcze raz na figurę, to ogromnego smoka, to na człowieka stojącego przed nim. Zauważyłem, że ten człowiek miał pionowe źrenice, jak Annaroth i Irrith. Dalej nie było już żadnych figór, tylko ogromne wrota. Wykyte chyba z żelaza, z domieszką miedzi, ale nie byłem pewien, nie znam sie na metalurgii. Widniały na niej obrazy, płaskowyże. Nawet ja mogłem siedomyśleć, że przedstawiają losy świata. Było ukazane podbicie ziem wschodnich, odnalezienie kryształu many na plaży w Seelor, przez małego rybaka, zawarcie traktatu o nieagresję, zjednoczenie magów ze wszystkich krain. Widniały także puste pola, które najwidoczniej czekały, aż ktoś wyrzeźbi na nich to, co się jeszcze nie stało. Nagle drzwi skrzypnęły, ostpale poruszyły się w moją stronę i otworzyły na ościerz. Za drzwiami korytarz ciągnął się dalej. Wtedy to ułyszałem głos. Skrzekliwy, metaliczny i jakiś taki nieczysty i załamany: "Witaj Glorroth!" Spojrzałem w dół. Zobaczyłem małego człowieczka, wielkości tamtego kanibala. Ten jednak cały był owinięty w białą szatę, zapiętą na lewej piersi czerwonym medalionem, chyba z rubinu. Kaptur był tak zarzucony, że widziałem tylko jego usta, na czubku kaptura wyszytą miał runę ognia i wiatru, taką samą jaką ja mam na ręce. "Witaj! Długo na ciebie czekaliśmy."................................
A: Bez namysłu wycofałem sie i uciekłem.
B: Powiedziałem: "To chyba pomyłka. Ja nie jestem Glorroth".
C: Ominąłem go patrząc na niego z pgardą i ruszyłem dalej korytarzem.
D: Powiedziałem mu, że mam wiadomość dla Segotha i że powiedziano mi, że tu go znajdę.
E: Zacząłem zasypywać go pytaniami, aby wszyskiego się dowiedzieć. ( Tu zadaj pytania).