trawa

Autor Wątek: Opowiadanie opisowe.  (Przeczytany 19470 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline smocza Leia

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #75 dnia: Maj 13, 2005, 05:10:10 pm »
A) Ale może polećmy tam i zabierzmy go.
Jednak Riventh odmówił, kazał mi czekać na Annarotha. Wyglądał na zdenerwowanego. Położyłem się z powrotem do łóżka, a po głowie chodziła mi jedna myśl: gdzie są Anaroth i Ivy?
toś kto pokonuje innych jest silny. Ktoś kto pokonuje siebie jest potężny...

Offline Eomer

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #76 dnia: Maj 13, 2005, 09:03:23 pm »
Przez kilka dni moje myśli zaprzątało dziwne uczucie. Czyżbym martwił się o tę dwojke?Odrzucałem tę myśl, odpychałem z dala od siebie, nie dopuszczajac do siebie, że martwie się o nich. Pierwszy raz w życiu się o kogos tak martwiłem. Już nie liczyła się ta żądza z którą walczyłem caymi dniami i...przegrywałem. Do tego te wszystkie sny. Co noc budziłem się z krzykiem. Riventh był bardzo zatroskany jednakze nie chiał mi pomóc.
Czułem gniew ale ukrywałem to. Dni mijały a Anaroth i Ivy nie zjawiali sie. Wkońcu musiałem podjąć decyzję, bowiem to nie dawało mi spokoju.Postanowiłem
A)wyruszyc samemu po Anarotha.
B)zapomniec o tym, nie myslec i tylko czekac z nadzieją.
C)jeszcze raz porozmawiać z Riventhem powiedziawszy mu o moich snach gdzie Anaroth i Ivy cierpią katusze...konając...
Życie jest tylko nędznym aktorem, który swoja rolę przez pare godzin wygrawszy, w nicość przepada. Staje się tylko powieścią idioty."
Szekspir "Makbet, akt V, scena V"

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #77 dnia: Maj 14, 2005, 07:32:31 pm »
C.

Miałem dziwne uczucie, że Riventh się tym zmartwi. Przeczucie mnie nie myliło. Jego mina była okropna, wręcz żałosna! Zupełnie jakby każdy dzień bez towarzystwa Annarotha odbierał mu sił.
Czekaliśmy już 4 dni, postanowiliśmy wyjść na spacer, zwłaszcza, że co nocy ciągle słyszymy szepty opryszków, jakby ciągle planowali kolejny skok, do którego jednak nigdy nie doszło. Niedługo dzień równonocy wiosennej, wielkie święto dla okolicznej ludności. Na jarmarku wszyscy się przygotowywali, panował swojski tłok. Riventh rozpoczął rozmowę, dziwne, ale odnoszę wrażenie, że jest bardziej rozgadany ode mnie, a to spory wyczyn: "Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie wiwatują i radują się na to, że pewnego razu noc jest równa dniu." Po chwili namysłu odpowiedziałem mu: "Dlatego, że ludzie chcą się radować. Wy macie jakieś święta? No właśnie, jesteście zbyt poważnie." "Ja? Poważny?" prawie krzyknął, uśmiechając się lekko. Takiego go lubię.
Każde większe miasto ma swój park, a Rize nie było wyjątkiem. Usiedliśmy na ławce pod kwitnącą jabłonią, delektowaliśmy się widokiem zachodzącego słońca. Nagle ja szkarłatnej tarczy pojawił się jeden czarny punkt. Riventh chyba też to zauważył, po z zaciekawieniem patrzył w tamtą stronę. Z jednego zrobiły się dwa, potem cztery, sześć, dziesięć... Nie widziałem dokładnie co to jest, słońce ciągle oślepiało. Ze zdziwieniem i z lekkim strachem zobaczyłem, że źrenice Riventha zwęziły się tak bardzo, że przypominały oczy kota, węża... Irrith. Nagle złapał mnie za rękaw i wciągnął w pobliskie krzaki jeżyn (trochę kłuło...), nakazał mi zostać w nich, w ukryciu dopóki po niego nie wróci, po czym gdzieś poszedł. Niebo pociemniało, wypełniło się całą armią niebieskich smoków, miasto stanęło w ogniu.

A: Przerażony pozostałem w ukryciu.
B: Postanowiłem zostać bohaterem (mam nadzieję, że żywym) i ruszyłem w pogoń za Riventhem.
C: Postanowiłem znaleźć inną kryjówkę, ta jest zbyt niebezpieczna.

PS. Jeżeli jest ktoś zdolny plastycznie, to może narysuje kilka obrazków pasujących do opowiadania.
PPS. W szczególności liczę na Ciebie, Leia ;)
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Eomer

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #78 dnia: Maj 14, 2005, 10:51:00 pm »
B
Wybiegłem z ukrycia i odrazu wpadłem w tłum. W gaszczu przecisakjacych się ludzi, krzyczacych ze strachu i przerażenia, starałem się znalzeźć Riventha lecz jego nigdzie nie było.
W mojej głwie kłebily sie myśli czemu jak to robię? Zamiast uciekać, ja przedzierałem się w głąb miasta. Pod wpływem adrenaliny chwyciłem jakiś miecz rzucony zapewne przez uciekajaćego strażnika. Był ciężki lecz trzymałem go mocno w dłoni i biegłem w stronę gdzie smokow było najwięcej.
Domy płonęły i wszędzie słychac bylo ryk rozdzierający serca. Smoki pikowały albo się wznosiły buchajc ze swych nozdrzy ogniem, błękitnym ogniem chłodnym niczym stal ale trawiącym materię niczym zaraza.
Gdy tak szukałem Riventha usłyszałem krzyk i choć wszedzie ich było pełno ten był blisko. Obejrzałem się dookoła i ujrzałem kobiee skuloną przy ścianie ogromnej świątyni. Tuż przed nią wznosił się ogromny jaszczur o połyskujących błekitnym światłem łuskach. W jego spojrzeniu był lęk nie mniejszy niż kobiety bo w miedzy smokiem a kobieta stał mężczyzna w czarnej szacie. W ręku trzymał złoty kostur a długie srebrzysto-siwe włosy spływały na ramiona. Wyglądał na młoego lecz w jego oczach nie było nic...tylko śmierć.
Stałem przerażony i wryty nie mogac uwierzyć ze jeden smok boi się tego człowieka który, patrzył w oczy smoka a na jego twarzy nie było widac najmniejszego drgnięcia.
Nie wiedzialem co począć lecz po chwili namysłu postanowiłem...
A:podbiec i szybko odciagnąc dziewczynę od tej dwójki.
B:przyglądać sie rozwojowi wypadków.
C:ominąc ich i dalej szukać Riventha.
Życie jest tylko nędznym aktorem, który swoja rolę przez pare godzin wygrawszy, w nicość przepada. Staje się tylko powieścią idioty."
Szekspir "Makbet, akt V, scena V"

Offline Sajuuk'

  • Szafarz bracki
  • *****
  • Wiadomości: 3 018
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • z'; DROP TABLE profile; --
    • sireliah.com
Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #79 dnia: Maj 15, 2005, 07:46:26 pm »
A:

Błękitny jaszczur unosił się lekko nad ziemią, jego olbrzymie skrzydła z trudem mieściły się między gęstą zabudową miasta. Bestia widząc tajemniczą postać nie wyglądała na taką pewną siebie, jak inne, krążące nad miastem smoki. Dziewczyna, czy też kobieta - siedziała skulona w załamaniu ściany świątynnej.
Postanowiłem działać, chociaż tyle mogę teraz zrobić. Nie mam pojęcia, co myśli sobie ten mężczyzna w czarnej szacie, ale ja mam zamiar pomóc komu się da. Szybko przemknąłem się pod ścianę świątyni do tej przestraszonej dziewczyny. Szczerze mówiąc, sam byłem niemniej przerażony.
- Kkkim jesteś? - zapytała cicho.
- Później porozmawiamy, teraz nie ma na to czasu!
Po tych słowach złapałem dziewczynę za rękę, po czym razem pognaliśmy w kierunku zniszczonego wozu z warzywami. Szybkim gestem pokazałem jej, aby się wczołgała razem ze mną pod wóz. Teraz razem obserwowaliśmy w milczeniu smoka i tajemniczego mężczyznę z kosturem. Ku naszemu zdziwieniu ów osobnik, zaczął coś krzyczeć w nieznanym języku do bestii. Jeszcze dziwniejsze było to, że błękitny smok wylądował na drodze i pozwolił wsiąść sobie na grzbiet temu mężczyźnie. Patrzyliśmy jak smok wznosi się wysoko, i nawiązuje walkę - jak by się mogło wydawać - ze swymi pobratymcami.
Spojałem na dziewczynę - wydawała się niewiele starasza ode mnie.
Postanowiłem:
A: Nawiązać rozmowę i dowiedzieć się przynajmniej komu ruszyłem na ratunek
B: Zasugerować zmianę naszej kryjówki, ponieważ smoki wciąż atakowały miasto
C: Nic nie robić - czekać na rozwój wydarzeń w ukryciu pod wozem.
"Był to chłopak tak piękny, że nie musiał się nawet myć" - T. Konwicki, "Dziura w niebie"

Offline Eomer

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #80 dnia: Maj 17, 2005, 07:36:58 pm »
B
Dziewczyna skinęła głową. Biegliśmy w poszukiwaniu dobrej kryjowki a dookoła nas nadal panowało przerażnie. Masy ludzi biegły w naszym kierunku tak szybko, z taką determinacja uciekali z miasta, ze ledwo schodzilismy im z drogi. Z kolei w górze, jak udało mi się zauwazyć siwowłosy męzczyzna na błękitnym smoku walczył z najeźdzcami. Smok pikował i wznosił się a ogromne skrzydał uderzały rytmicznie, wywołujać podmuchy. Męzczyzna w spokoju, wrecz sprawiał wrażenie wyzbytego z uczuc,recytował spiewnie slowa jakiegoś zaklęcia, jak mi się wydało. Z kolei ręce kreśliły w powietrzu symbole. Gdy smok atakował czym się da łapami, ogonem, zębami bądź zionał zimnym ogniem, między dłońmi maga zaiskrzyło coś. Potem poraz drugi za trzecim razem wraz z błyskiem pojawiła się kula...dziwna kula błyszczaca i mieniąca sie. Mag wziął zamach i pchnał kulę z zawrotna szybkosica w jednego ze smoków. Ku mojemu zdumieniu, bestia, trafiona w szyję, ryknela poczym z łomotem spadla na ziemię, niszcząc z trzy a nawet cztery domy.
Co i rusz spoglądałem na dziewczynę. Sprawiala wrażenie bardziej przerazonej obecnoscią maga niz smoków. To było wręcz wyczuwalne. Bieglismy dalej zostawiwszy "epicentrum ataku" za nami. Przed nami było spokojnie w miare. Zatrzymałem sie by zaczerpnąć tchu. Spojrzałem na dziewczynę i zapytałem: Na bógów dziewczyno?!!Kim jest ten gość?Czego chciał od ciebie?
W oczach dziewczyny był spokój ale wymieszany z lekiem. Drgającym głosem odpowiedziała a to co pwoiedziała zmroziło mi serce.
" To Naariz'al. Arcynekromanta Klasztoru Cierpienia. Władca Snów i...potepieniec. A chciał...chial mej duszy by uleczyć swe zatracenie".
Patrzyłem na nia otwartymi szeroko oczyma i nie mogłem w to uwierzyć.
Ciekawił mnie tylko fakt dlaczego uratował nas. Ruszył do walki ze smokami zamiast złąpc dziewczynę i uciec.Postanowiłem...
A:kontynuowac rozmowę na temat Naariz'ala
B:uciekać jak najdalej od tego wszystkiego, wraż z dziewczyną.
Życie jest tylko nędznym aktorem, który swoja rolę przez pare godzin wygrawszy, w nicość przepada. Staje się tylko powieścią idioty."
Szekspir "Makbet, akt V, scena V"

Offline Szatanista

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #81 dnia: Maj 18, 2005, 01:05:46 pm »
b.
- opowiesz mi jak już będziemy bezpieczni. - powiedziałem.
biegliśmy razem z tłumem przeciskając się pomiędzy co wolniejszymi uciekinierami. Po kilku chwilach znaleźliśmy się przy bramie.
- stój, niewiemy co tam jest, może byc jeszcze niebezpieczniej. - powiedziała nagle dziewczyna. - wiem gdzie będzie lepiej.
a. idziesz z dziewczyną
b. uciekasz z miasta
ttp://struggletown.deviantart.com
http://myspace.com/strangecolours

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #82 dnia: Maj 18, 2005, 08:21:36 pm »
A.
Z początku próbowałem ją przekonać, że poza miastem będzie bezpieczniej. Nagle kilka kroków od nas runęła ogromna kula ognia, pozostawiając po sobie krater wielkości sporego domku. Zrozumiałem aluzję, nie było czasu na kłutnie, więc ruszyłem za dziewczyną. Miasto płonęło, wszędzie biły w górę ogromne kolumny niebieskiego ognia. Nagle coś dziwnego spadło z nieba i runęło prosto w mały stragan z rupieciami. Ze szczątków i drzazg stoiska wyłonił się człowiek... Naariz'al. Wstał powoli, otrzepał kurz z ramienia, tak od niechcenia, zupełnie jakby przed chwilą nic się nie stało. Zaraz za nim na ziemię spadło coś gorszego... Większego. Ogromny niebieski Smok, przylądowaniu dosłownie zmiażdżył wieżę, zdeptał ją. W porównaniu z pozostałymi Smokami ten wydawał się być olbrzymem. Naariz'al, wyglądał przy nim jak nędzny owad... I był owadem. Skrzydła bestii przysłoniły spory kawałek ruin, przyćmiły słońce, majestatycznie, zakrzywiając jego promienie, tworząc tęczowy pryzmat nad sobą. Wyglądał pięknie, a zarazem strasznie. Arcynekromanta uniósł swoją laskę, zaczął mamrotać jakieś skomplikowane słowa. Smok patrzył na niego, ale nie ze strachem w oczach jak tamten poprzedni, a raczej z pogardą. Naariz'al wypowiadał słowa coraz szybciej, bardziej gorączkowo, kilka kropel potu pojawiło się nad skroniami. Jego zaklęcia nie działały, powoli zaczął się cofać. Smok powoli, jakby leniwie podniósł przednią łapę, pomiędzy jego szponami zaczęła kumulować się błękitna energia, która przybrała postać oślepiająco świetlistej kuli. Potem błysk i gigantycznych rozmiarów krater, jaki pozostał po arcynekromancie. Jedyne co zdołałem wykrztusić z siebie to: "I po ptokach..." "Nie byłabym tego tak pewna... Z nim nigdy nie można być pewnym. To potwór." Chciałem poprawić, że to BYŁ potwór, jednak rozmyśliłem się. Widziałem wiele, to że nekromanta przeżyłby taki atak, badzo by mnie nie zdziwiło. Smok nas niezauważył, ale zauważył, ale nie tracił na nas czasu. Dziewczyna ponagliła. Znaleźliśmy się na obrzeżach miasta, gdzie jeszcze było spokojnie, ba... Nawet kilka budynków było jeszcze względnie całych. Weszliśmy do jednego, ukryliśmy się w piwnicy. W oddali słyszeliśmy jeszcze krzyk ludzi, ryk Smoków, huk płomieni i odgłosy burzonych budynków. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie znam nawet imienia, być może, wybawicielki. Zapytałem się. Po chwili milczenia odpowiedziała: "Irrith". Patrzyłem na nią za zdumieniem.

A: Milczałem. Musiałem to wszystko przemyśleć.
B: Zapytałem się jej: "Czy ty... Jesteś.. Istotą?" Faktycznie... Miała karmazynowo niebieskie oczy.
C: Zdałem sobie sprawę, że gdzieś w tym piekle jest Riventh. Kazałem zostać Irrith w ukryciu, a sam pobiegłem szukać mojego... Przyjaciela.


PS. Dla tych co nie pamiętają: Irrith, tak samo miała na imię Istota, którą Glorroth spotkał na początku w zniszczonej karawanie. Ona dała mu kamień.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Szatanista

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #83 dnia: Maj 21, 2005, 02:41:31 pm »
zompi, ja nieczytałem początku :P

c. musze iść szukać rivenetha
ttp://struggletown.deviantart.com
http://myspace.com/strangecolours

Offline Eomer

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #84 dnia: Maj 25, 2005, 08:25:19 pm »
Ukryłem Irrith w najciemniejszym zaułku a sam ruszyłem na ulice w poszukiwaniu Rivnetha. Na niebie ciągle krązyły smoki a dookoła mnie płonęły domy. Gdzieniegdzie krzątali sie prawi obywatele miasta...aż się chce powiedzieć miejscowi patrioci...starajacy się ratowac to co zostało z miasta.
Niewiedziec kiedy znalazłem się na rynku miasta gdzie tak naprawde walka rozgorzała na dobre. Wiedziałem ze gdzies wśród straży miejskiej, rycerzy Zakonu walczących z dwoma ogromnymi smokami, znajduje się Riventh. Wszystko byłoby w miarę dobrym zdarzenime gdyby nie fakt że rycerzami  dowodził nie kto inny jak Nariz'al. Czułem się tak jakby serce mi zamarło na moment,straciłem dech i chciałem z krzykiem uciec lecz niezdązyłem się nawet cofnąć. Oczy nekromanty skierowały się na mnie. Zdawało sie ze Pan Snów wwierca się w moją świadomość i tak było. Słyszałem jego głos w całej głowie. A jego niewyobrażalna zła wola raziła mój umysł bólem. Caly czas słyszalem jedno pytanie" Gdzie dziewczyna?" I to pytanie było jak miecz wbijany w ciało. Nariz'al zblizał się powoli i a ból w głowie nasilał się gdy nagle:
A.Niewiadaomo skad, Riventh zaatakował Nariz'al.
B.Nekromanta znikł
Życie jest tylko nędznym aktorem, który swoja rolę przez pare godzin wygrawszy, w nicość przepada. Staje się tylko powieścią idioty."
Szekspir "Makbet, akt V, scena V"

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #85 dnia: Maj 26, 2005, 01:52:55 pm »
Dużo osób nie odpowiada, podejrzewam, że dlatego, że po prostu nikomu nowemu nie chce się czytać wszystkiego od nowa. I nie dziwie im się ;)
Dlatego tutaj umieszczam streszczenie całej historii, aby nowi mogli wczuć się w powieść.

Pewnego razu, młody pastuch owiec napotkał na drodzę zniszczoną karawanę, a w niej umierającą kobietę o imieniu Irrith. Dała mu ona błękitny kamień, który z początku oparzył chłopca i ztąd blizna w kształcie płomieni ognia i fali powietrza na dłoni. Jego dziadek też taką miał. Kobieta był stworzeniem, zwanymi przez ludzi Istotami (przez elfów Drake). Za jego radą chłopiec opóścił swoją rodzinną wioskę w poszukiwaniu Istot. Długo nie szukał. Annaroth, Istota najwyższej Rady i aspekt ognia uratował mu życie. Kamień był pewnego rodzaju listu i tylko adresat Segoth mógł go odczytać. Okazało się, że Istoty dawniej opiekowały się ludźmi, dopóki nie stali się samowystarczalni. Jeden z nich, zwany Czarnym (jego prawdziwe imię zostało wyklęte i zapomniane), zrobił coś paskudnego, za co został wypędzony z Rady i pozbawiony nieśmiertelności. Wściekły postanowił ją odzyskać, przy czym stał się niebezpiecznie groźny. Glorroth (tak pasterza nazywały Istoty) dotarł z Annarothem do siedziby Rady. Jednak Czarny już tam był i musieli czym prędzej uciekać. Podczas tej przygody poznał także inną Istotę, długowłosego Riventha. Uciekli do lasu elfów. Tam poznał młodą elfkę Rive, a także o tym, że Annaroth podkoc**je się w zielonej smoczycy Ivy i jak się okazuje, z odwzajemnieniem. (Riventh jak zwykle wszystko wypaplał ;) ). W lesie spotykają Segotha, adresata kamienia. Czarny zawładną już całą radą, poza Annarothem. Glorroth wraz z Riventhem na polecenie Annarotha polecieli do miasta Rize. Tam czekali na Annarotha i Ivy, jednak oni ciągle się nie pojawiali. Glorrotha zaczęły dręczyć złe sny. Okazało się też, że zostawił kamień w lesie elfów. Nagle miasto zaatakowały niebieskie Smoki. Riventh zniknął, a Glorroth postanowił go odnaleźć. W tłumie pomógł kobiecie o imieniu Irrith (to samo imię co Istota w karawanie), która uciekała przed arcynekromantą Naariz'ala, który został zabity przez ogromnego niebieskiego Smoka. Glorroth wraz z Irrith znaleźli jakąś kryjówkę po czym....

Przeczytajcie to, jeden post wyżej i do dzieła ;)
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Sajuuk'

  • Szafarz bracki
  • *****
  • Wiadomości: 3 018
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • z'; DROP TABLE profile; --
    • sireliah.com
Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #86 dnia: Maj 28, 2005, 12:37:38 pm »
A)

Riventh widząc nekromantę zbliżającego się do mnie zawołał:
- Nariz'al! Plugawy nekromanto, zmierz się z kimś równym sobie, a chłopca zostaw w spokoju! - Oczy Istoty zdawały się promieniować błękitnym blaskiem. Riventh wzniósł ręce w górę i zacisnął pięści. Jego dłonie zapłonęły ogniem o barwie ultramaryny. Żołnierze stojący wokół Istoty, odsunęli się nerwowo, nie wiedząc, co się zaraz stanie.
Nekromanta zatrzymał się, i nie odwracając wzroku od mojej twarzy powiedział - Riventh, ty zniedołężniały... Kiedy przestaniesz lekceważyć potęgę ludzi? Zobacz, nawet taki śmiertelnik jak jak potrafi cię nawet zaskoczyć! - Słysząc te słowa, Riventh skierował swe płonące dłonie w stronę nekromanty. Nariz'al zaśmiał się głośno i uderzył swoim kosturem w ziemię, nagle wszystko spowił czarny dym. Poczułem, że tracę grunt pod nogami i zapadam się pod ziemię. Równocześnie zmysły podpowiadały mi, że pędzę z niewiarygodną prędkością - krajobraz rozmył się, wypełniając jasnym światłem. Nie byłem już w mieście, leżałem na jasnej, zimnej powierzchni. To musiała być jakaś niewiarygodnie olbrzymia, świetlista sala, zwieńczona kopułą. Ściany, podłoga, sufit - wszystko było pokryte różnymi symbolami, liniami i znakami. Wyglądało to wprost niesamowicie, jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że to nie może być rzeczywistość. Ta architektura przeczyła zasadom budownictwa, ba nawet prawom fizyki! To całkiem obce, nieprzyjazne miejsce i uczucie odrealnienia spotęgowały tylko moje zaniepokojenie. Jak ja się tutaj znalazłem? Co się stało z Riventh'em? Muszę się z tąd wydostać!
Nagle gigantyczną salę wypełnił głos, który słyszałem nie tak dawno. To był ten nekromanta!
- Witaj w Ebonii mój drogi chłopcze! To miejsce, to ukryty wymiar, mój azyl w którym możesz się czuć... bezpieczny. Spędzisz tutaj trochę czasu, zanim nie podejmę decyzji czy jesteś mi potrzebny. Chyba nie muszę ci mówić, że każda próba ucieczki stąd, z góry skazana jest na klęskę? - głos zaśmiał się dźwięcznie, po czym ucichł. Co ja mam teraz zrobić?

A)Postanowiłem iść w jedną stronę, aby dotrzeć do ściany sali - w poszukiwaniu wyjścia
B)Zostałem na miejscu, w oczekiwaniu na jakąkolwiek pomoc
C)Zacząłem głosno krzyczeć, chyba do tego, którego głos przed chwilą słyszałem (Napiszcie, co krzyczy bohater)
"Był to chłopak tak piękny, że nie musiał się nawet myć" - T. Konwicki, "Dziura w niebie"

Offline zompi

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #87 dnia: Maj 28, 2005, 04:00:53 pm »
C).
Klęcząc ze zmęczenia jakiem opanowało moje ciało (cała sala, wręcz przesycona była magicznymi, niewidzialnymi łańcuchami, które powoli mnie oplatały), z początku wyszeptałem: "Agdul, an'zaar a'nagash". Sam nie wiem co powiedziałem. Myśl, słowa same pojawiły mi się w głowie. Blizna strasznie paliła, myślałem, że wypali mi dłoń do samych kości. Nekromanta nagle zmaterializował się obok mnie. W jego oczach widniało niedowierzanie. "Coś ty powiedział?" Miałem jednak dziwne wrażenie, że nie chce, abym to powtarzał. Ale słowa były silniejsze. Wizję przysłoniłą mi czerwona mgiełka, wstałem i z furią wykrzyknąłem: "Agdul, an'zaar a'nagash!!!" Nie zwróciłem na to uwagi, ale znaki na ścianach zaczęły dziwnie drgać, plątać się. Poczułem siłę, wydawało mi się, że mogę wyciągnąć palec i zmiażdżyć Naariz'ala. Blizna paliła, oczy piekły, magia potęgowała się, skóra twardniała... Czułem się tak, jak podczas jednego ze snów w Rize. Nekromanta nagle spojrzał w górę, jakby spodziewał się tam coś znaleźć, albo czemuś się przygąda. Rozwarł ramiona i zaczął coś mamrotać pod nosem, a ja jedyne co byłem wstanie powiedzieć to: "Agdul, an'zaar a'nagash!!! Naariz'aaal!!!!" Znaki zniknęły, magia też. Wszędzie ciemność. W oddali widziałem Annarotha. Chciałem krzyknąć, ale nie byłem w stanie. Zniknął w czarnej mgle. Oczy piekły od słońca, mimo, że sala była bardzo jasna. Ale nie byłem w sali. Leżałem, pomiędzy spalonymi domami, również spalonymi szczątkami ludzi. W oddali usłyszałem złowrogo szepczący głos. Naariz'al.

A). Szybko wstałem i postanowiłem poszukać kryjówki.
B). Gdzieś tutaj powinien być Riventh. Zacząłem go szukać i ostrzec o zbliżającym się nekromancie.
C). Ciągle czułem tą dziwną siłę. Miałem wrażenie, że byłem w stanie go pokonać.
Wiadomo, że smoki nie istnieją, ale każdy z nich na inny sposób."
                              ---Stanisław Lem---

Offline Szatanista

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #88 dnia: Maj 31, 2005, 11:55:50 pm »
szybko wstałem i postanowiłem szukać kryjówki. zataczając się doszedłem do jakichś schodów, zapewne prowadziły do lochu.
"ciemność, doskonale" pomyślałem. schodząc po omacku wymacywałem ścianę żeby się niezgubić. wiedziałem że nekromanta jest ledwie kilka krokow za mną. "Agdul, an'zaar a'nagash" wykrzyknąłem. Poczułem jak nekromanta spada ze schodów tuż obok mnie. Bez namyslu zacząłem biec jak w górę, jak najdalej od tego potępieńca. W momencie w którym wróciłem do sali annaroth już na mnie czekał.
a.) mówie mu co się stało
b.) uciekam dalej, mimo że nic mi już tutaj niegrozi

zacząłem szykować niedawno nowe opowiadanie opisowe. będzie bardziej rozbudowane. zrobie mu jakąś stronę internetową jak będe w połowie mniej więcej


Kolor czerwony jest "zastrzeżony" dla moderatorów - mr.maras ;)

a to przepraszam ;D
ttp://struggletown.deviantart.com
http://myspace.com/strangecolours

Offline smocza Leia

Opowiadanie opisowe.
« Odpowiedź #89 dnia: Czerwiec 16, 2005, 05:06:56 pm »
a) Opowiedziałem Annaroth'owi co się stało.
Gdy skończyłem Anaroth cofnął się kilka kroków do tyłu i kazał mi się nie ruszać. Nagle poczułem, że przepływa przezemnie jakaś dziwna energia, miałem wrażenie, że unoszę się do góry... w głowie wciąż obijało mi się "Agdul, an'zaar a'nagash". Stałem się teraz niesamowicie potężny, Annarotch i ściany sali zaczęły rozmazywać się. Wszystko wokół migotało, jedyne co czułem to palący bul blizny. Nagle obrzaz wokół mnie wrócił do dawnych barw, wróciła mi ostrość widzenia, jednak wciąż odczuwałem energię. Straciłem chyba przytomność na jakiś czas. Jaśli to prawda to co wydarzyło się wmiędzyczasię?
A) Postanowiłem pójść spowrtotem na schody aby wykończyć nekromatę,
B) Podchodzę do Anarotha i pytam się go co to było i co się działo.
C) Zamykam oczy i czekam, aż znów poczuję się jak wcześniej.
toś kto pokonuje innych jest silny. Ktoś kto pokonuje siebie jest potężny...