Mnie jeden szczegół odpycha od obejrzenia tego filmu. To mianowicie, że gra tam pedziowaty Keanu Reeves. Jak dotąd najlepszą adaptacją przygód Constantine'a był "Harry Angel". Co z tego, że nieformalną; kiedy patrzyłem na Mickeya Rourke widziałem Constantine'a: podobny apparance, nieprzeniknioność, zagadka metafizyczna... Czy ktoś może powiedzieć, na ile Keanu sprawdza się jako cyniczny rozbitek Johnny C.? Bo że muzyka fajna to mi akurat z lekka merda, znam 500 innych filmów, w których jest fajna muzyka.