Tilda Swinton mi się podobała i ja się nie czepiam wyglądu ani "adrogyniczności" tej skądinąd fajnej aktorki. Sęk w tym, że film fabularnie był taki sobie i nie wychodził w żaden sposób poza schemat typowego amerykańskiego produkcyjniaka. Po prostu wiem co w pewnym momencie się zdarzy, lub mogę to z dużym prawdopodobieństwem podejrzewać. Brakuje zaskoczenia i film się ogląda trochę jak poprawny kalejdoskop złożony z ładnych zdjęć i fabuły o której się zapomina po wyjściu z kina. Poza faktem, że ta historia dzieje się w świecie "Constantina", mamy widziane sto razy ratowanie świata z rąk nacierającego zła i po pewnym czasie zaczynasz się zastanawiać "co mnie to w sumie obchodzi". Piszę oczywiście o swoich wrażeniach i można mi zarzucić, że może spodziewałem się czegoś innego - to prawda, bo Constantine to fajna postać i jakoś mi się wydaje, że można o niej ciekawiej opowiedzieć
Chciałem zwrócić uwagę, że broniłem aktorów, a nie filmu
Co do Gabriela, to bardzo lubię komiksową wersję rozprawy z nim - z trzymaniem jego serca w pudełku po butach i obcinaniem skrzydeł piłą łańcuchową, ale nie można mieć wszystkiego...