No, Angelus, ciężko się nie zgodzić
Najnowszą ekranizację "Wehikułu czasu" obejrzałem na komputerze daaawno temu i niewiele pamiętam, no ale...
Trochę szkoda, że miałem słabą kopię, bo niektóre efekty specjalne są całkiem ciekawe. Poza tym jednak w filmie tym nie ma naprawdę nic - ot sałbiutka hollywoodzka bajeczka przygodowa.
Podobieństwo do oryginału książkowego jest baaardzo znikome. Właściwie z dzieła Wellsa pozostał tylko motyw podróży w czasie, rok 800 000 (sic!) i podział ludzkości na dwie rasy. Cała reszta to śmiech na sali i wołanie o pomstę do nieba: bardzo ludzcy Ejolowie, którzy nie dość, że przypominają trochę jakąś wyspiarską kulturę, co podkreśla jeszcze muzyczka (Rapa-Nui???) to po 800 milleniach mówią po angielsku. I jeszcze o Ejolach - dlaczego nie bronili się przed Morlokami? Przecież nie była to delikatna rasa jak w książce, lecz ludzie jak my (inna sprawa, że i Morlokowie wyglądali na groźniejszych niż w książce). Koncepcja filozoficzna "taki jest świat, to dzień i noc" czy coś w tym stylu kompletnie się kupy nie trzyma.
O ile w książce to jeszcze nie raziło tak bardzo, to uważam, że z pożytkiem dla filmu byłoby przeniesienie czasu akcji w jakąś dużo bliższą przyszłość (i tak tyle zmieniono więc czemu by nie?). Tym bardziej, że bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy w roku 800 000 był upadek Księżyca (buahahahaha!), który odbył się w roku bodaj 2037.
Podczas podróży bohatera - nowojorczyk(!), naukowiec opętany wizją podróży w przeszłość aby zapobiec śmierci swojej ukochanej (bleh bleh - hafta można rzucić) - widać zmieniającą się ziemię, przesuwające kontynenty, rzeki żłobiące koryta, nadchodzące i cofajace się lodowce (efekty jak już powiedziałem ładne - chyba, niedokładnie widziałem na tej kopii
) - i po tylu latach i takich zmianach ta katastrofa wciąż miałaby mieć jakiś wpływ?!
Patrząc na Morloków po prostu żal d... ściska - nie dość, że mało przerażający, to jeszcze koszmarnie niezdarni. Jedynie Irons się broni, zarówno pod względem aktorstwa (jako jedyny w filmie) jak i charakteryzacji. Ale teksty włożone w jego usta to już zpełnie inna sprawa... Scenarzystę to chyba powinni... no zresztą nieważne.
Właściwie nie ma co tu się rozwodzić, film praktycznie wszędzie dostał opinie takie na jakie zasłużył i chyba większość ludzi już o tym wie. Ale dla porządku powtórzę: duża kupa i nic więcej.