Wg mnie postaci z Watchmen nie powinno się traktować tak samo jak np. Supermana (o czym też pisałem w artykule dla KZtu, przeczytajcie go zamiast powtarzać argumenty na które już odpowiadałem).
Żyjemy w świecie, w którym jedni twórcy sięgają po postacie stworzone przez innych twórcow po to, by opowiedzieć inną historię lub tę samą historię z innej perspektywy lub inną historię, chociaż niby tę samą. Zobacz film "Rozenkranz i Guildenstern nie żyją", przeczytaj "Mary Railly" lub "Falstaffa" albo "Fale przyboju" lub [tu dużo innych tytułów]. Krótko mówiąc: żyjemy w świecie, w którym ludzie wykorzystują dzieła innych ludzi, by opowiedzieć coś swojego (i czasem jest to nawet oryginalne i świeże).
Co do argumentu o artykule w KZ, to wyobraź sobie, co by było, gdybym ja używał takiego argumentu na forum.
Watchmen powstało w umyśle Moore'a jako zamknięte dzieło w którym wszystko ma swój sens i miejsce. Dla opowiedzenia tej historii powiedziano tylko i aż tyle ile jest konieczne. Wiemy, że Komediant pracował dla rządu, robił różne świństwa w Wietnamie i nie darzył kobiet zbyt wielkim szacunkiem. Do pokazania tego wystarczy kilka scen w Watchmen. Nie potrzeba jeszcze 6 zeszytów pokazujących jakich dokładnie okrucieństw się dopuszczał.
Dokładnie tak. Masz rację. Absolutnie się z tobą zgadzam i ani jednemu z powyższych twierdzeń nie zaprzeczam.
Zwłaszcza, że twórca X piszący o nim serię piszę nie o Komediancie Moore'a, ale o tym jak zinterpretował tę postać. Interpretacja czytelnika i autora najczęściej nie jest taka sama.
Tu też się z tobą zgadzam. Ale zauważ, że ja nie czytam prequelu do dzieła Moore'a, ale dzieło twórcy X, który interpretuje dzieło Moore i zapytany o to, czy warto to przeczytać, odpowiadam: tak, jest to interesujące (właśnie jako dzieło twórcy X, a nie jako uzupełnienie dzieła Moore'a). Gdybyś czytał uważniej moje posty, wiedziałbyś, że Twoje wypowiedzi są nie do końca na ten sam temat, co moje.
Kwestie artystycznych założeń, pisania seriali i nieseriali ma dla mnie naprawdę trzeciorzędne znaczenie. Na przykład Wells pisząc historię Niewidzialnego człowieka i Stevenson tworzac opowieść o doktorze Jekyllu i panu Hyde tworzyli zamknięte dzieła, w których wszystko ma swój sens i miejsce, ale Moore'owi to nie przeszkadzało w zrobieniu z ich postaciami tego, co mu się żywnie podobało. Jeszcze gorzej postąpił z dobrami intelektualnymi Lewisa Carrolla Franka Bauma i Petera Barriego.
Z góry powiem, że argument, iż pewne dzieła można bezcześcić, bo ich autorzy nie zyją, zupełnie do mnie nie przemawia.
Z kolei P Craig Russell dokonał komiksowej adaptacji powiesci o Sandmanie, chociaż Gaiman chciał, żeby istniała ona jako nie-komiks. Moim zdaniet to dopiero jest bezczelnym pluciem komuś w zupę. Nie zmienia to faktu, że Russell zrobił świetny komiks i sprawił mi tym ogromną przyjemność. Mam na półce i książkę, i komiks, i jest mi z tym bardzo dobrze.
Ideał zadośćuczynienia wszystkim jest piękny, ale na wskroś podszyty romantyzmem i wolę skupić się na doraźnych działaniach, które mają szanse przynieść jakiś efekt.
Konkretnie: jaki?