Blondie - nie będe Cię cytował, bo długo to było -problem w tym że mi nie zaprzeczasz. Po pierwsze - ja nie twierdzę że kultura nie wplywa na dobieranie się ludzi w pary. przecież pisałem o tym że jednostki mniej atrakcyjne będa mialy problem ze znalezieniem atrakcyjnego partnera, a co za tym idzie bardziej atrakcyjne znajda atrakcyjniejszego. Ale to nie wpływa znacząco na ogólna pulę genową. Bo ci mniej atrakcyjni beda się i tak mnożyć - a glupek, który w spoleczenstwie zbieraczy nie dozyłby wieku męskiego trzasnie pięciu synów - idiotów. Bo zauważ, że dzięki antykoncepcji ludzie dobrze dostosowani i atrakcyjni często decyduja się na nieliczne potomstwo w póznym wieku.
Chwila, chwila. Nie mylmy obecnej populacji ludzkiej (która faktycznie działaniem zaprzecza zasadom rozmnażania się obecnym u zwierząt) z populacją człowiek pierwotnego. W tym pierwszym przypadku - masz absolutną rację. Jednak jeżeli chodzi o ten drugi - to właśnie psycholodzy ewolucyjni takim, a nie innym wyborem partnerek tłumaczą znaczny wzrost inteligencji u homo sapiens. Gdyby owa - ówcześnie jeszcze szczątkowa (patrząc z naszego obecnego punktu widzenia) - kultura nie miała wpływu na wybór partnera, to ewolucja gatunku homo sapiens wyglądałaby zapewne znacznie inaczej.
A gdyby depresja skutecznie eliminowala jednostki z puli genowej, to czy występowala by długo jako choroba uwarunkowana genetycznie? (wiem, wiem, nie musi sie objawiac, mozna miec po wujku ) Podobnie jak inne choroby psychiczne, jak schiozofrenia, co do której również sa podejrzenia o genetyczne podłoże wielu przypadków?.
Nie pamiętam jak jest ze schizofrenią, ale obecnie popularna teoria głosi, że dziedziczna jest nie tyle depresja - co podatność na nią. Czyli możliwość (nie konieczność) zachorowania na nią w wyniku danych nieprzychylnych sytuacji. Znów - podkreślę - nie wiem, na ile jest to kwestia genotypu, a na ile wychowania w rodzinie (które dość mocno określa nasze późniejsze, "dorosłe" zachowania), ale z własnego doświadczenia wiem, że taki związek z depresją w rodzinie istnieje.
Słowo degradacja chyba jest zbyt mocnym słowem. To że niektóre geny nie zostaną wyeliminowane w jak najkrótszym odcinku czasu nie oznacza, że ludzkość podlega teraz degradacji w stosunku do poprzedniego etapu ewolucji. Po prostu moim zdaniem ewolucja może obrać inny kierunek.
Może się okazać, że to, że geny powodujące dane choroby nie zostaną wyeliminowane, okaże się przydatne. Coś jak z anemią sierpowatą (przykład z innego wątku
), która jest poważną chorobą, ale broni organizm przed inną (malarią). Może się okazać, że na skutek zmiany otoczenia, które sobie jako gatunek zafundujemy (czy to związanego ze zmianami na naszej planecie, czy też z podróżami kosmicznymi) owe "wadliwe" geny okażą się nam jako gatunkowi przydatne.
(depresja) Nie utrudnia mu spłodzenia potomstwa ani wychowania, utrudnia mu znalezienie jak najbardziej "idealnej" partnerki.
Utrudnia mu znalezienie partnerki
w ogóle. A to jest niemała różnica z punktu widzenia przekazywania genów (przynajmniej, dopóki klonowanie nie stanie się tanie, proste i skuteczne
).
A co do chorób psychicznych to sądze, że ich nagły "rozwkit" jest spowodowany stresem jaki panuje na świecie np:utrata pracy, nie spełnienie oczekiwań, strach przed nie zrobieniem kariery. Jeżeli dalej będziemy utrzymywać taki stan rzeczy to w końcu może on odbić się negatywnie na naszych genach. Mówiąc o "rozkwicie" mam tu na myśli fałszywy rozkwit schorzeń psychicznych, czyli taki w którym ludzie wmawiają sobie pewne schorzenia psychiczne. (...) Wystarczają zwykłe rozmowy czy rozrywki aby szybko uporać się z problemem. (...) nawet najmniejsze zmiany negatywne w psychice czyli np: smutek są odnotowywane jak zaburzenia psychiczne co wpływa na ogromną ilośc "schorzeń psychicznych" w statystykach, podał tu przykład kilku stanów w USA.
Odpowiadając po kolei:
Faktycznie, zapewne znaczny wzrost zachorowań na depresję jest spowodowany stresem związanym z pracą. Cóż, kiedyś trzeba było upolować i nie zostać upolowanym, by mieć co jeść i przeżyć, teraz trzeba na to jedzenie zarobić. Podstawowa przyczyna więc stresu jest ta sama (obawa o to, czy będzie co jeść i jak przeżyć). Dlaczego teraz są schorzenia psychiczne tak "popularne" - trudno powiedzieć (znaczy, powiedzieć łatwo, mam nawet kilka hipotez, trudno je zweryfikować i stwierdzić, które są prawdziwe).
Czy odbije się to na genach? Nie sądzę. Współczesna farmakologia czyni cuda i jak już było wcześniej mówione, każdy potomka może się potomka dochować i go wychować (zwłaszcza z pomocą opieki społecznej, etc.). A gdyby nawet wpłynęło, gdyby była tak prosta zależność w odchowywaniu potomków jak w czasach pierwotnych, to spowodowałoby to, że następne pokolenia byłyby coraz odporniejsze na stres. Co chyba jest raczej dobrą konsekwencją, nieprawdaż?
A co do statystyk: według naukowej definicji, depresja to "ciągły stan pogorszenia nastroju, marazmu, etc. trwający bez przerwy dłużej niż 3 miesiące". Tak więc wszystkie krócej trwające zmiany nastroju (które faktycznie są jak najbardziej normalne) można poprawić rozmową, albo poczekać aż same przejdą. A depresja mimo rozmów, rozrywek i czekania nie przechodzi, dopóki się nie podejmie leczenia (niestety wiem coś o tym).
No.. tutaj byłbym ostrożny z tworzeniem takich zasad. Odporność na stres generalnie jest związana z profilem charakteru - ludzie ekspresywni, gwałtowni gorzej radzą sobie z sytuacjami szczególnego napięcia.
Hmmm, skoro już mówimy o tej ostrożności z tworzeniem nowych zasad - skąd teoria, że ludzie ekspresywni gorzej sobie radzą z takimi sytuacjami? Akurat większość mi znanych przypadków depresji to introwertycy...
A tak poza tym, to 'delikatnie' sugeruję powrót na pierwotne znaczenie tego tematu, jakim jest niewątpliwie daleka przyszłość rodzaju ludzkiego. Nic nie stoi na przeszkodzie aby utworzyć oddzielny temat o uwarunkowaniach genetycznych.
Heh, ale to właśnie jest na ten temat. Książka C. Willsa "Dzieci Prometeusza - teraźniejszość i przyszłość naszego gatunku" jest praktycznie w całości o uwarunkowaniach getycznych.
Jak myślicie, gdzie doprowadzi, nas ludzi siła zwana ewolucją? Jak będzie wyglądał człowiek (?) za 100 tys. lat i jakie ważne cechy staną mu się potrzebne do utrzymania i powiększenia sukcesu ewolucyjnego?
Zakładając, że nie wybijemy się sami, ani nie spotka nas żadna większa katastrofa, to podejrzewam, że kwestią najbliższych kilkuset lat jest rozpoczęcie kolonizacji kosmosu - a dokładniej Układu Słonecznego, nie wierzę w zbyt szybkie (zbyt szybko oznacza: wcale, chyba że będzie nam grozić katastrofa) opuszczenie przez większą liczbę ludzkości (czyli kolonizację) innych układów. Prosty rachunek kosztów i zysków na to wskazuje. Kolonizacja US oznacza, że na osobniki na każdej z planet (lub w stanie nieważkości) działać będą inne warunki, co wpłynie na organizmy. Sądzę, że gatunek ludzki się zróżnicuje jeszcze bardziej niż jest zróżnicowany teraz - choć nie sądzę, by zmiany były na tyle istotne, by osobniki z poszczególnych populacji nie mogły się krzyżować. Jeżeli więc w użycie nie wejdzie inżynieria genetyczna na większą skalę, to będzie to samo co jest, tylko bardziej
- czyli zróżnicowane populacje i osoby posiadające cechy więcej niż jednej z nich. Tyle w perspektywie najbliższych kilkuset - kilku tysięcy lat. 100 tysięcy to zbyt daleko by prognozować.
Pozdrawiam,
Blondi