... obraz coraz bardziej sie rozmywał.. cóz za ukojenie nawet ból już minoł.. tylko dlaczego zamiast tunelu z białym światełkiem widzę jakąs twarz.. nie tak sobie wyobrazałem anielską świtę.. a moze poprostu nie zasłuzyłem nan nic lepszego...
Aj jaki nieprzyjemny gwizd w uszach.. czy powracanie do świadomości zawsze jest takie bolesne? hmm.. Jakiej świadomości?! Ja żyję?!.. niemożliwe!!!
A jednak! Spojrzałem wokół.. Gdzie ja jestem?!.. Leżę na jakimś twardym stole i otaczaja mnie jakieś dziwne użadzenia pełno rur jakiś węzyków i migających skrzynek.. Ału! co za ból.. z czego połowa kończy się w moim żołądku a raczej w jego pozostałościach.. to nie moze byc prawda ja musze nie żyć!( wkońcu wyrwłem sobie wszystkie bebechy!).. znów ten świdrujacy ból!!..
Co to?.. jakieś kroki czy kolejne dudnienie w tej cholernej głowie.. nie.. to są z pewnościa musza być kroki. Przez całe życie złodziejskie uczyłem się rozpoznaać podobnych dzwięków nie moge się mylic..
Dzień dobry!- usłyszałem niski basowy głos- Jak się mój pacjęt czyje?
Pacjent?.. o co tu chodzi. ału! znów ten ból niedający skupic myśli.
-gje jesem?-odwruciłem się i ujżałem otyłego niskiego mężczyznę.. miał na swoim krutkim nosie znacznie za duże okulary.. i choć były mocno zaparowane nie potrafiły ukryc szczerego i pełnego ciekawości wzroku.
- Jest pan w moim prywatnym labolatorium.Witam! w mojej prywatnej przychodni alchemicznej-wydawało mi się że ujżałem małą zmianę na jego wąskich ustach, cos na kształt złośliwego uśmieszku ale to musiało byc jedynie złudzenie
- Nazywam się Grubergier, a pan jest moim pacjentem.-dodał po chwili.Tym razem jego usta z zadziwiająca wdzięcznością ułozyły sie w pełen szczerości uśmiech.
-ja niekcem.. puść mn..-znów ten świdrujacy ból.. ból..ból - czyłem jak ta myśl odpływa razem zmoja świadomością...
Ps- prosze mnie nie ganić naprawde starałem sie.. nie jestem niestety literatem