SPOILERY
Z dawna obiecany Blacksadowi post o "Sambre", za ( spore ) opóźnienie serdecznie przepraszam.
Zacznę od zalet. Po pierwsze rysunki i kolorystyka, są tu naprawdę mocną stroną, zdecydowanie smakowite ( drażnią mnie tylko te niesłychanie podłużne głowy niektórych bohaterów ). Po drugie wątek modelki pozującej Delacroix do "Wolności...", jej życie tak bardzo kontrastowało z tematyką obrazu. Po trzecie świetne postaci Egona Valdieu ( cyniczny i wredny, szkoda, że twórcy pozbyli się go w taki sposób ) i Rudolfa ( nie co mniej cyniczny oraz podły, niestrudzenie budujący rewolucję i szukający męczenników ). Po czwarte Julia jako wolność, którą każdy gwałci i stara się wykorzystać. Po piąte urzekające pojedyncze sceny, szczególnie ta w której padają słowa: "Proszę Pana! Niech się Pan obudzi! Leży Pan w Piekle".
A teraz o wadach. Po pierwsze, zdecydowanie nie przekonuje mnie główny wątek nieszczęśliwej miłości prowadzącej do nieuchronnej tragedii, solidnie mnie znużył, nie został dla mnie opowiedziany w ciekawy sposób. Po drugie główny bohater, Bernard jawi mi się jako mdły i mało interesujący, trudno mi się przejąć jego losem. Po trzecie sprawa "Wojny Oczu", która okazuję się zwykłą bzdurą, niczym istotnym, odniosłem wrażenie, iż autor nie bardzo wiedział co z tym fantem zrobić.
Po czwarte i najważniejsze, zakończenie. Kiepsko poprowadzony finał potrafi mi zepsuć całą radość z lektury, nawet świetnej pozycji, a tutaj końcówka wydała mi się wręcz żałosna, no bo jak to wygląda: Ona nie żyje, on ją opłakuje. Nie, ona jeszcze dycha. Umrą razem. Nie, jednak wyzionęła ducha. O, co to, to nie, ostatecznie(?) to on kopnął w kalendarz, a ona przeżyła. Pewnie miało być zaskakująco, moim zdaniem nie wyszło.
"Sambre" zaliczam do sporych rozczarowań, choć nie wątpliwie nie pozbawiony plusów, to jednak minusy przeważyły zdecydowanie na jego niekorzyść.
Post numer tysiąc czterysta czternasty.