Witam,
chwilę mnie nie było, ale już wracam do dyskusji...
Mówiąc o populacji, nie mam na mysli populacji całego gatunku ludzi na swiecie, tylko niewielkie izolowane populacje, i to nawiązując raczej do czasów łowców-zbieraczy niż współczesnych. (...) Sytuacja Grenladii jest specyficzna, bo wyspa była izolowana(...)
Zaraz, czy tu aby nie ma sprzeczności? Skoro mówimy o izolowanych grupach, to chyba zgadzasz się - patrząc na przykład izolowanej Grenlandii - że strata 1/3 populacji może doprowadzić do wymarcia danej grupy? Co rzecz jasna nie oznacza, że musi wymrzeć cała populacja (jeżeli składa się na nią więcej takich grup).
normalnie naczelne, w tym równiez homo sapiens dąza do krzyżowania sie z osobnikami spoza ich grupy, co prowadzi do wymiany genów.
Z tego co się orientuję, to nie tylko naczelne - taki schemat też obowiązuje np. u lwów.
A efekty chowu wsobnego pojawiają się zazwyczaj po kilku pokoleniach i nie sa az tak drastyczne jak chcieliby moraliści
Polecam przyjrzeć się przedstawieniem faraona Echnatona, którego wygląd tłumaczy się właśnie chowem wsobnym. Trudno powiedzieć, czy reszta faraonów wyglądała podobnie, czy tylko był to pojedynczy przypadek, bo tylko Echnaton zerwał z tradycyjnym przedstawieniem faraona w sztuce na rzecz przedstawień realistycznych. Chowem wsobnym tłumaczy się też znacznie większą chorowitość kotów na jednej z weneckich wysp (chyba Burano), która to chorowitość doprowadza do tego, że coraz słabiej się rozmnażają. Więc mimo że nie są te efekty aż tak drastyczne, to jednak istnieją i mogą doprowadzić do wymarcia danej grupy.
a pula genowa - zostanie zubożona o geny jednostek nieprzystosowanych do danej choroby, a pozostaną odporne - działo się tak wiele razy w historii ludzkości. To właśnie ewolucja
Ano fakt - tyle, że przy tym mogą wyginąć - czysto losowo - np. osobniki odporne na zupełnie inną chorobę, nie związaną z daną epidemią, ale uniemożliwiające przetrwanie właśnie tamtej, gdy owa zaatakuje. Przy odpowiednio dużej śmiertelności (a 1/3 to jest spory odsetek) takiej możliwości nie można wykluczać. To właśnie mam na myśli jako "zubożenie puli genowej".
Prawdopodobnie nawet bez udziału czlowieka inne naczelne obecne dziś na globie wymarłyby w końcu w swoich nielicznych enklawach, badź tez pozostały gatunkami o znaczeniu marginalnym.
Już chyba australopiteki (czy byli to homo erectus, nie pamiętam) rozpełźli się po Afryce i Azji. Trochę duża ta enklawa.
A w kwestii "co by było gdyby..." pozostają nam tylko hipotezy. Drzewo genealogiczne hominidów było dość spore, jest więc szansa, że któryś z pozostałych gatunków odniósłby sukces ewolucyjny - choć nie sądzę, by był porównywalny z naszym.
Populacja Homo Sapiens nigdy nie byla bliska wymarcia, i w trakcie jej wystepowania nie zaistniały żadne kataklizmy.
O ile dobrze pamiętam, badania ludzkiego DNA były poszlakowymi dowodami na to, że od czasu "mitochondrialnej Ewy" (ok. 200 tys. lat temu) było jedno lub kilka "wąskich gardeł" w historii gatunku ludziego. Niestety, nie jestem w stanie służyć żadnymi źródłami w tej sprawie.
Pozdrawiam,
Blondi