Na początku siedziałem w dość mrocznych klimatach: Roxette, Ace of Base i w ogóle to co na Vivie leciało: Scooter, Mo-Do, E-rotic i inne ciężkie rzeczy. Jakoś pod koniec podstawówki poznałem punkrocka. Była to bodajże kaseta The Bill/Włochaty, co bylo o tyle korzystne, że z jednej strony było punko-polo a z drugiej przekaz i zaangażowanie. Moja fascynacja skończyła się tym, że do połowy liceum siedziałem w punkowym getcie - słuchałem bowiem niemal wyłącznie zespołów ze "sceny niezależnej", zwłaszcza anarcho-punka i hc. Potem zacząłem poszerzać horyzonty, przyszedł czas na Świetliki (bardzo ważny zespół w moim życiu), była zajawka na Kult (dobrych parę miesięcy), Joy Division, The Cure, Sisters of Mercy. Słuchałem wielu rzeczy, nie interesując się, co to za gatunek (co było o tyle dobre, że nie miałem żadnych uprzedzeń). Do elektroniki przekonałem się dopiero na studiach. Zaś niezwykle istotne było dla mnie odkrycie neofolku, a także zespołów typu Coil czy Einsturzende Neubauten. Obecnie dalej poszukuję, słucham wielu rzeczy i z przykrością zauważam, że brakuje mi jakiejś konkretnej zajawki, czegoś w co wkręciłbym się na maksa....
Ale nie odrzucam niczego z tego, czego słuchałem. Ba, nawet ostatnio ktoś na imprezie wygrzebał skądś kasetę Scootera i wszyscy bawili się przednio. A to, że byli kompletnie pijani to już inna bajka