No więc znienacka kupiłem sobie, choć cena dość taka śmaka. (To sie nazywa nazwisko, nad Corto Maltese deliberowałem jakis czas, jednak).
Pierwszy pozytyw to, że są 64 strony, wobec mody na wydawanie komiksów, gdzie okładka jest grubsza od zawartości, to miłe.
Druga w kolejności rzecz to rysunki/malunki - warto kupić sobie Bryana nawet jako artbooka, zwłaszcza jesli ktoś ma fetysz dużych stóp.
Trzecia rzecz, to narracja, jak zwykle poprowadzona ultrapłynnie. Jest tu masa szmerówbajerów, zbliżeń, oddaleń, kadrów na całą stronę i na 1/10 strony, ale to co ważne nigdy nie znika, nie gubią się kierunki. Formalnie - cukierek.
Ale.
Jak zwykle jest trochę porozmazywanej krwii i troche sytuacji do smiechu, i w sumie całość taka jakoś letko banalna. Gdyby nie to, że Rebelka z byle głupoty robi niezłe, emoncjonujące widowisko, chyba nie byłbym zadowolony. Mam wrażenie, że zamiast historii, która zapowiada się na początku, dostałem jednak nadal historyjkę, taką lynchowsko-splatterową halucynacyjkę. I tyle, jak będę wiedzial więcej to napiszę.