Nie chcialo mi sie przedzierac przez cala dyskusje "jezykowa" Neratina i Watchera, ale swoje zdanie mam
1) Nie ma sensu tlumaczyc nazw bo w ten sposob "spolszczy" sie jedynie warstwe jezykowa, a co z zachowaniami postaci, np: niektore typowo angielskoskie zachowania czy przyzwyczajenia hobbitow?
2) W dzisiejszych czasach srednio rozgarniety czytelnik ma na tyle duza znajomosc innych kultur, a przede wszystkim jezykow, ze nie powinien miec problemu z odnalezieniem sie w swiecie Tolkiena z oryginalnymi nazwami.
3) Cokolwiek by nie mowic o spolszczaniu nazw wlasnych czy nie, Łoziński zrobil to po prostu zle!!! Co to do ch... jest "Sepna puszcza"? Puszcza z sepami? A co bylo zlego w "Mrocznej"?
4) Czesc oczywistych nazw u Skibniewskiej jest przetlumaczona, np wlasnie ta "Mroczna Puszcza" - IMO bardzo dobre wywazenie miedzy tym co tlumaczyc a czego nie
5) Skibniewska byla pierwsza na rynku, na jej tlumaczeniu wychowaly sie pewnie ze dwa pokolenia, dlaczego Lozinski na sile tlumoczy inaczej niz ona? ("Sepna"
)
6) Lozinskiego nie czytalem, znam tylko kfiatki zwiazane z tlumoczeniem nazw wlasnych, natomiast nie wiem jak ogolnie mu to wyszlo (np dialogi, tempo narracji itp)
7) Dlaczego Lozinski przetlumoczyl w ten sposob Diune?
Przeciez tam chyba nie ma zdanych zalecen Herberta....
Nie znam tlumaczenia Fracow, w ogole troche za malo o nich w tym topicu - moze ktos cos wiecej powiedziec?
9) Nie uwazam ze wiersze u Skibniewskiej sa zle przetlumaczone, inna sprawa ze (jezeli dobrze pamietam) poza inwokacja to w wiekszosci nie ona tlumaczyla
10) Tlumaczenie Skibniewskiej przeczytalem jako dzieciak 2 albo 3 razy zanim w ogole ktos myslal o Lozinskim, pozniej kolejny raz lub dwa... i nie zamierzam czytac innej wersji (poza oryginalem oczywiscie) bo do tej sie przyzwyczailem, ta lubie, ta wzbudza we mnie dobre wspomnienia z dziecinstwa i... jest po prostu najlepsiejsza!