Właśnie tu tkwi cały problem. Jak już było w tym temacie napisane, teraz w innych celach jedzie się na konwent: głównie po to, żeby poimprezować ze znajomymi w klimatach fantastycznych. A organizatorzy starają się skupić na wartości merytorycznej konwentu, zamist zająć się widowiskowością... Takie czasy...
Mam nadzieję, że powyższej wypowiedzi nie czytają organizatorzy żadnego z konwentów, na jakie wybieram się w najbliższym czasie; a jeżeli już przeczytają, to nie wezmą jej sobie do serca.
Nie wiem, po co Ty,
Pafnucy, jeździsz na konwenty, ale dla mnie spotkanie ze znajomymi i wspólne imprezowanie w klimatach (niekoniecznie) fantastycznych to tylko jeden z elementów, i to nie zawsze najważniejszy. Widowiskowość to ja chcę mieć w
Gwiezdnych Wojnach, na konwentach zdecydowanie bardziej interesuje mnie meritum, niż kolorowe opakowanie.
Jadąc na konwent spodziewam się przede wszystkim, że realizacja będzie odpowiadała zapowiedziom orgów. Jeżeli konwent trwa dwa-trzy dni, to mogę się obejść bez pryszniców, spać na ławce albo gołej podłodze, za bar mieć przywiezione konserwy i nawet gorącej wody nie potrzebuję, chińskie zupki na zimno też są smaczne. Do dobra - jadalne w każdym razie. Ale...
Ale jeśli mają być spotkania z pisarzami, to chciałbym żeby były prowadzone przez kompetentnych ludzi, żeby prelekcje robiły osoby, które znają się na temacie, a nie traktują ględzenia przez godzinę o niczym jako sposou na zmniejszenie kosztów uczestnictwa w imprezie (jak niesławna prelekcja "Co to jest RPG" z ubiegłorocznego Teleportu, powtarzana na kilku konwentach lokalnych, i za każdym razem przyjmowana z równym "entuzjazmem").
Ale jeżeli mają być sesje RPG, to niech MG będzie przygotowany do prowadzenia, ze spisanym scenariuszem i fabuła, a nie tylko rzuca na postacie kolejne monstra z bestiariusza, odliczając minuty do zakończenia minimalnego czasu sesji, za jaki należy się zwrot.
Ale jeżeli jest Games Room, to niech faktycznie, tak jak pisze
Wolvie w artykule, będzie w nim "kompetentna obsługa w mig tłumacząca reguły i zawiłości najtrudniejszych nawet tytułów" - jak na jednym konwencie chciałem zagrać w
Mare Nostrum, a osobnik odpowiedzialny za obsługę GR radośnie wręczył mi pudło z grą i poradził, żebym sobie przeczytał instrukcję, to zrezygnowałem.
Ale jeżeli są filmy, to niech będą to produkcje dobre i warte obejrzenia, a najnowsze wytwory kinematografii HongKongu niech przynajmniej będą zaopatrzone w napisy jeżeli nie polskie, to chociaż angielskie.
Ale jeżeli są zmiany w programie (czego czasem nie sposób uniknąć) to niech uczestnicy będą o nich informowani na bieżąco, a uaktualnienia będą zamieszczane w jakimś sensownym i dobrze widocznym miejscu jak recepcja.
Dużo jeszcze możnaby wymieniać tych "ale", każdy kto na konwenty jeździ, wie chyba, że konwentów idealnych nie ma, choć po niektórych widać, że ich organizatorzy starają się bardziej niż inni, którzy niekiedy jadą tylko na renomie, jaką imprezie zrobiły poprzednie jej edycje.
Klient płaci i wymaga, a uczestnicy konwentów fantastyki są chyba nie bardziej wymagającymi konsumentami niż przeciętny Kowalski, a pod pewnymi względami nawet mniej. Tekst
Wolviego chyba celowo jest przerysowany, i trudno zgodzić się z twierdzeniami, że konwentowicze chcą Bóg wie czego, a jak nie będą mieli podanego do łózka kawioru i szampana to gremialnie konwent zjadą, a nawet jak będą, to też zjadą że szampan nie dość był schłodzony, albo z rocznika nie takiego, jak by chcieli.
Nie widzę, szczerze mówiąc, do kogo ten artykuł jest kierowany, i czemu ma on służyć. Jak na tekst żartobliwy, perskie oko puszczane do konwentowiczów za dużo w im jadu i żólci, jak na krytykę krytyki Teleportu za bardzo ogólny i niekonkretny. I obawiam się, że dalsza dyskusja ma wszelkie podstawy by zmierzać w kierunku mniej lub bardziej personalnych wrzut i tekstów w stylu "a na konwencie X to to, a na konwencie Y to tamto, a u was biją Murzynów".
Czego nikomu nie życzę.
Pozdrawiam,
Adam