Łyknąłem 2000 stron "Crying Freemana".
Dziwna to manga. Czyta się ją dobrze, momentami jest bardzo wciągająca, ale ten campowy nawias, to ocieranie się o monstrualną groteskowość i szczerzenie do niskich instynktów, powodowało, że raz na pewien czas baraniałem w trakcie lektury. Do tego seria powstawała w latach 80. i założę się, że wchodziła w dialog z innymi tytułami, które wydawano wtedy na rynku japońskim.
Ostatni tom, jak na ironię, jest najlepszy.
Osobną sprawą jest jakość plansz w polskim wydaniu. Wiem, że te gorzej sprzedające się serie JPF drukuje na innej zasadzie, wykorzystując jakąś cyfrową drukarkę czy coś w tym stylu. Zresztą Japończycy musieli chyba dać na to specjalną zgodę. No i super – dzięki temu polscy czytelnicy mogą skompletować wszystkie tomy. Ale skutek tego wyjątkowego drukowania jest taki, że nasycenie czerni jest niemożebne, często negatywnie wpływając na czytelność kadrów.