Temat mówi tylko i wyłącznie o filmach, czy także o książkach?
Jeśli to drugie, to muszę wskazać tutaj na Lovecrafta. Może nie jestem zbytnio oryginalny, ale osobiście podobają mi się jego opowiadania, a przede wszystkim klimat w nich występujący.
Przecież gros jego dzieł budowanych jest właśnie na klimacie, nie na potworach. Nie znaczy to, że w ogóle ich tam nie ma. Jeśli jednak już są, to autor nie używa malowniczych opisów bestii, tryskającej hektolitrami krwi, czy innych, tandetnych chwytów. Miast tego jest nieopisana groza, zło, śmiertelne, jednakże niedostrzegalne zmysłami zagrożenie. Jest coś na progu...
Moim ulubionym opowiadaniem jest chyba właśnie takowe, w którym nie ma absolutnie żadnego potwora. Nie pamiętam niestety tytułu tegoż tworu, jednakże fabuła kręci się wokół nazistowskiej łodzi podwodnej i jej kapitana, rasowego esesmana, że się tak wyrażę.
Ciemność, mroczne odmęty, dziwne, a jednocześnie mrożące krew w żyłach wydarzenia poprzedzające katastrofę et cetera tworzą naprawdę przygniatający, przesiąknięty grozą klimat. No i prastare, zatopione miasto na dnie oceanu. A w nim potężna, mroczna świątynia, z której dobywa się mdłe światło i prawie niesłyszalny szept...
Prawdziwy horror.
Pozdrawiam, Ivo