Emo to bardzo zabawny prąd, nie do końca wiem jak wygląda to w Polsce, zwłaszcza że to u nas normalne że mamy problemy z jednolitą przynależnością do importowanej subkultury (sekejto-dresy, skejto-metale, fuzje eloziomka-rastamana-gangstera-słuchającego-metaliki itp.) jednak w Usa ostatnio są bardzo tryndy.
Cała ta banda to w sumie nic innego jak biedne dzieciaki stojące gdzieś pomiędzy gotami (zbyt mrocznymi), metalami (zbyt agresywnymi w formie) i szmaciarzami w okularkach (którzy "nie przynależą", a każdy lubi sobie "przynależeć").
Muzyka (obrzydliwie nieciekawe lalanie na jedno kopyto) ma wprowadzać ich w melancholijny nastrój podczas dryfowania między użalaniem się nad niespełnionymi miłostkami a wstydliwym procesem samogwałtu. I tak sobie żyją 15-17letnie dzieciaczki wmawiając sobie że ich młodzieńcze problemy emocjonalne (które są całkowicie w porządku, każdy powinien choć trochę je pomieć) to styl bycia.
A jeden z drugim to podłapał i koszą niezłą kaskę na robieniu dla nich zespołów, koszulek czy innego badziewia.
W sumie prąd w sztuce bycia_innym_czyli_takim_samym jak każdy.
Z tym że jego przedstawiciele są cholernie przygnębiający jak się na nich patrzy.