Drewniana dedukcja Żbika ma swój urok.
To taka nasza swojska legenda.
Poza tym ponadczasowa.
Tylko czemu mimo braku wsparcia resortowego we wznowieniach po 20-letniej przerwie (z lat 1983-2002) nadal te wszystkie przygody takie oficjalnie napompowane dydaktyzmem i plastikową sztucznością.
To moje nieodparte wrażenie z oglądania, lektury ilustracji, okładek oraz załączników do nich.
Przydałoby się, żeby od czasu do czasu gdziekolwiek i cokolwiek wybryknął ten Żbik.
Tylko szlugi ?
To za mało.
A może on tylko malowany żbik ?
Nie wiem.
Przecież jedynie zapaleńcy uważają, że "Warto wstąpić".
Że tak powiem.
Nikt nie jest aż tak imponująco sztywnym klocem
Jednak nowe wersje wreszcie trafiają do mnie. Te stare - nie, a szczególnie ta z okładką w formie klepsydry.
To znacznie lepsze (a przy tym oryginalne) chałupnictwo niż "Wirus" Grozdewa, Szymańskiego, Taranienki
( wyd. Versus, Białystok 1990 ).
Taktowidzę*tuiteraz.
*bezczelnie, za co z góry przepraszam fachowców forumowców. Ja tylko sezonowy laik w temacie jestem.
PS.
Gratuluję wydawcy referencyjnego podejścia do edycji i wznowień.
Jakiś znaczący wkład w kanon popkulturowy przecież polscy graficy wnieśli.
Nawet jeśli mieścić się musiał w socjalistycznej obyczajowości Polski Ludowej z aktywem, ormowcami i zomowcami.
Wychowawcza rozrywka to nie tylko domena jankesów.
Polacy też swój język obrazkowy mają. I już.
Wspaniałą sprawą jest go dopieścić w druku.
Pozdrawiam wydawcę i oby w najbliższej dekadzie utrzymał dobrą formę.
PPS.
To by było na tyle tytułem mojego inicjalnego posta.