Najpierw dałbym "Niebieskie pigułki" i "Mausa" - żeby przekonać, że komiks może opowiadać historie o codzienności i że nie trzeba go zaraz wiązać z sensacją czy fantastyką.
Następnie poszedłby "Signal to Noise" Gaimana i McKeana (choć dla kogoś nie obeznanego z materią komiksu mogłaby to być książeczka trudna w odbiorze).
Osobie twierdzącej że temat superbohaterski to schematyzm dla ubogich duchem dałbym najpierw "Zabójczy żart", a jak by ta osoba łyknęła, dostałaby kolosy: "Watchmen", "DKR" i "Arkham Asylum".
Co do Preachera to nie wiem czy bym ryzykował; taki komiks może utwierdzić w przekonaniu, że komiksy epatują przemocą, wulgaryzmami itp. Za to na pewno dałbym "From Hell", jakkolwiek ten komiks, co tu kryć, wymagałby od tej osoby dobrej woli, w końcu 560 stron to nie przelewki.
No i oczywiście "Sandman" - jako przykład komiksowej poezji.