W związku z zapowiedziami Egmontu, co do Punishera, przypomniałem sobie o dawnokupionym i leżącym u mnie "Bornie" Mandragory. Przyznaję, Puni nigdy nie był bohaterem, którego darzyłem jakimś specjalnym uwielbieniem, w czasach TM-Semic w zasadzie odpuszczałem tę serię, ale "Born" - wg recenzji, których się naczytałem miał byc jednym z najlepszych - jak nie najlepszym komiksem z Punim.
Tak więc dziś przeczytałem - moja opinia? Najłatwiej ocenić warstwę graficzną - tu jest świetnie. Rysunki bardzo mi się podobały, jeszcze lepszą robotę odwalił kolorystwa, sprawiając, że naprawdę czuć klimat Wietnamu, wojny, brudu, pyłu, krwi itp. rzeczy. Wyśmienita robota.
Co do scenariusza - cóż, przyznam, że oczekiwałem trochę więcej. Choć trzeba przyznać, że komiks rozkręca sie z numeru na numer (jak wiadomo "Born" zbiera składa się jedynie z 4 zeszytów).
Pierwsze 2 numery mnie zawiodły. Generalnie to scenariusz jest tu dość prosty - nawalanka, inne brzydkie rzeczy - trochę w dżungli, trochę w bazie (acz - jak wsponiałem - świetnie narysowane) przez 3/4 numerów, a na koniec wrzucone jakieś powiedzmy-że-ciekawe wydarzenie i rozkmina mające popchnąć scenariusz do przodu. Mnie to nie kupiło, generalnie mało się dzieje i jest słabo (w 1 zeszycie naprawdę słabo, w 2 - trochę lepiej, ale też bez szału). Całość starają się nadrobić świetnie narysowane i pokolorowane pejzaże bazy, beznadziei i ogólnego powolnego rozkładu (ale o tym zdaje się już pisałem), ale to za mało.
Po tym jak 2 pierwsze zeszyty zawiodły mnie, to części 3 i 4 były już lepsze. Zeszyt 3 jest trochę spokojniejszy - może przez to mi się bardziej podobał. Nawet wprowadzenie, które ktoś mógłby oskarżyć za może lewicujące odczytałem całkiem pozytywnie - narrator potrafił przekonująco pisać o swojej interpretacji tej wojny i jej (bez)sensu. Zeszyt 3 to taki pył, brud, robienie przedpola do zeszytu 4. W zeszycie 4 niby też nawalanka - więc coś, na co narzekałem w zewszytach 1-2 - ale, cóż, prowadząca do finału (więc - poniekąd - że się tak wyrażę z jakimś celem), poza tym dobrze wpisująca się w ogólną nić narracji i poniekąd konieczna. Tak, zeszyty 3 i 4 podobały mi się zdecydowanie bardziej.
Ogólna ocena w skali szkolnej: 4/6 (trochę podniesiona, dzięki świetnej warstwie graficznej) - nie jest źle, choć spodziewałem się więcej.
Mam jednak nadzieję, że Max Egmontu będzie jeszcze lepszy...