No tak, wiadomo. Jeśli z serii, gdzie rodzina jest największą świetnością, robisz zwykłe pierdu pierdu, że każdy każdego zdradza, to robi się jeden wielki syf. Van Hamme jakoś potrafił pięknie z tego wybrnąć, że obok Thorgala kręciły się zawsze jakieś fajne laski, a wartości zostały zachowane. A to stracił pamięć i miał inną (Shaigan), a to nie dał się uwieść świetnej babce i właśnie to napędzało fabułę (Czarna galera, Rajska grota), a to laska myślała, że uwiodła Thorgala (Strażniczka kluczy), albo był rywal do świetnej rudej, choć tak naprawdę Thorgal nie chciał być rywalem (Władca gór) itd.
A u nowego scenarzysty zwykła zamieć i wyposzczony Thorgalek bez problemu oddaje się pierwszej lepszej.