Minęło już trochę czasu odkąd wypowiadałem się na temat Mansona i przez ten czas, w którym poznałem wiele inszych ciekawych zespołów, projektów, artystów zmienił mi się stosunek do jego muzyki.
Pierwsza płyta jest w porządku. Trochę zbyt mętna i momentami niedopracowana, ale jest to chyba najbardziej hardkorowy i bezkompromisowy (w kwestii wizerunku) okres w twórczości MarilynMansona. Z drugą tak samo (mówię o Smells like children). Co prawda słyszałem tylko dwa utwory umieszczone na OST z "zaginionej autostrady", więc może nie powinienem się wypowiadać...
No i trzecia, Antichrist Superstar, najlepsza w jego dorobku (niezgadzam się więc tu z opinią kormaka).
MM to od pierwszej płyty było zero nowych brzmień.
W ogóle ta płyta to cała esencja zespołu Marilyn Manson. (I chyba ostatnia płyta na której słychać dobre bębny). Od tego punktu zaczyna się długa droga w dół. Najpierw Mechanical Animals, wyraźnie słabsze od AS, utrzymane jednak w ciekawej - acz niewykorzystanej do końca - sterylnej, niebieskawej, elektronicznej, mechanicznej stylistyce (chodzi mi zarówno artwork jak i brzmienie płyty). Znajduje się na niej parę fajnych utworków - Speed of Pain, I don't like the drugs (but the drugs like me), Dope show, PostHuman.... Ale to już generalnie nie to, choć da się jeszcze znieść.
Wraz z następną płytą Marilyn Manson poszedł na jeszcze większe kompromisy wobec komercyjnego rynku. Na HolyWood wszystko jest już nijakie, rozmemłane, nieciekawe, schematyczne i proste do bólu. Końcówka płyty jest może wyjątkiem, by nie powiedzieć że jest spoko (KingKill 33 chociażby czy Count to 6 and Die), ale najpierw trzeba przebić się przez mur kaszanek zajmujący 95% objętości płyty (drogiej płyty).
Na Golden Age of Grotesque, zapowiadanej jako rewoulcja, zmiana kierunku, w którym zmierza kariera muzyczna MM, wbite zostały gwoździe do trumny. Gdzieś na dnie spoczywa jakaś wartość (utwór tytułowy? Paranoir? Intro? Outro?) więc możnaby powiedzieć, że na tle tego co dzieje się teraz na MTV (z każdą sekundą coraz gorzej, kiedyś czasem zdarzało się coś ciekawego do obejrzenia, teraz nudności to wszystko, co może dać oglądanie MTV, Viv, czy innego badziewia) to można jeszcze MM docenić... Ale po co? Istnieje masa przepięknej muzyki o którą trzeba walczyć, a do której MM się nie zalicza.