O'k, więc opowiem Ci bajkę.
Mamy rok 1998 (bądź 1999). Artykuł w "Polityce".
W Polsce wychodzi pierwszy tom HP w próbnym nakładzie 3000 egz. Po trzech miesiącach schodzi 300 sztuk. Wydawca płacze, że cały cywilizowany świat (czyli Euroopa Zachodnia i USA) kochają HP, zachwycają się nim i tylko małe Polaczki nie czują blusa. Wstyd panowie krytycy! WSTYD!
No i jakoś tak niedługo później rozpoczyna się medialne piekło. Nie ma gazety, tygodnika, miesięcznika, programu radiowego czy tv, aby co rusz nie pojawiał się HP. Jak w starym dowcipie, strach było puszkę sardynek otworzyć... Nawet jak tam któryś z krytyków miał wątpliwości to koledzy po fachu huczeli: HP to lokomotywa, która pociągnie cały segment młodzieżowej literatury fantastycznej.
Kiedy już stało sie jasne, że HP niczego poza sobą nie pociągnie, a nawet wprost przeciwnie, gdyż skutecznie wykosił lokalną konkurencję (do tego stopnia, że nie było odważnych na wydawanie książek dla młodzieży w grudniu, gdyż kasę przeznaczoną na książkowe gwiazdkowe prezenty i tak od lat w 99% zgarniał HP), to panowie krytyce wzięli i się strasznie wkurwili. No i zaczęli pisać, że HP to w sumie dziełko całkiem przecietne, przereklamowane i takie tam inne dyrdy**ły.
Wydawca HP, w tej samej "Polityce" tylko kilka lat później odpowiedział na to, że dzieci setkami tysięcy wielbią HP, a przecież dzieci nie mogą się mylić, i w dziesiątkach tysięcy listów czystością swych intencji dają wyraz wielkości HP.
W roku 1998 w bezpośrednim starciu przy księgarskiej ladzie HP przegrywał z wieloma rodzimymi produktami przeznaczonymi dla młodzieży. Gdyby nie gigantyczny szum medialny, pewnie jego wydawanie skończyłoby się na drugim, no może trzecim tomie.
Niedawno Rafał Kosik wydał drugi tom swojej ksiązki, w odczuciu mojego dwunastoletniego syna o niebo lepszej niż HP. A przecież wiadomo, że dziecko czystością swych intencji daje wyraz wielkości działa "FELIX, NET i NIKA"
I co? I nic. Cicho sza...