RPG to kawał niezlej rozrywki. Może i rozwija w pewnym stopniu cechy wszelkie uczestników, ale przedewszystkim ma dawać cholerną satysfakcję.
Nic ponad to, nie silił bym się na twierdzenia, iż RPG-i jakoś strasznie wzbogacają, uduchowiają i czynią z nas strasznie fajnych przedstawicieli gatunku tudzież ludzkiego. Każdy rodzaj zabawy jest w stanie wnieść coś w żywot nasz prozaiczny, co kto lubi.
Problem w tym, że nie każdy. Istnieją moim zdaniem rozrywki ogłupiające, których należy unikać bądź się z nimi ograniczać. Śmiem twierdzić, że spotkać się z ludźmi w sobotni wieczór na dobrze przygotowanej sesji jest lepszym pomysłem niż popykać sobie 6 godzin w Postala.
Możliwe, że patrzę na rpg z punktu widzenia MG i może dlatego rpg jest dla mnie czymś więcej niż tylko sposobem na zabicie nudy (de facto należę do ludzi, któzy nie potrafią się nudzić). Ale wiele zależy też od podejścia i stylu gry.
W życiu warto w ogóle ukierunkowywać się na rzeczy wartościowe, które nie tylko pożerają nam (zbędny?) czas, ale dają coś w zamian. Zaznaczam, że nie jestem utylitarystą i mówiąc "wartościowy" nie mam na myśli jakiejś użytkowej korzyści (np. dzięki rpg jestem w stanie robić to i tamto, dzięki rpg zdobywam wiedzę, dzięki rpg testuję swoje zachowania w sytuacjach ekstremalnych).
EDIT: Po głębszym zastanowieniu stwierdziłęm jednak, ze trwać będę w przekonaniu, iż rpg dają też jednak jakieś korzyści użytkowe. Wystarczy autopsja: dlaczego z każdą sesją gramy coraz lepiej, a sesje stają się bardziej sensowne i bogate? Bo rozwijają się pewne umiejętności - komunikacji, narracji, odgrywania roli, współpracy, koncetracji.
Oczywiście bez przesady. Nie stajemy się ani zawodowymi aktorami, ani mistrzami zen, ani politykami, dziennikarzami, pisarzami... Po prostu rpg zmusza nas do wykorzystania w/w umiejętności, a co z tym idzie.... no, wiecie: "praktyka czyni mistrza".
I nie nadinterpretujcie tego, co wyżej napisałem. Nie twierdzę, że rpgracze to jacyś ekstra-wybitni ludzie, i że każdy powinien grać w rpg, bo to czyni go lepszym NIŻ INNI. Lepszym - może, niż inni - nie (choć na "ulepszenie" siebie jest wiele innych środków, a rpg samo w sobie bez części tych "innych środków" jest niczym).
Zwróćcie uwagę na słowo <może> . Możne przecież łatwo zdegradować rpg do roli takiego bardziej skomplikowanego chińczyka, w którym ćwiczy się jedynie nadgarstek podczas rzucania kością, umiejętność dodawania (obrażeń) za pomocą kalkulatora i dykcję (a i tę nie zawsze) gdy wypowiada się jedno ze zbioru niewielu słów pseudo-rpgracza: "Tnę" "Trafiłeś" "Aieee!" "Ginie" "Pudło" Giniesz". No a przy okazji skrzywia się psychę (przemoc!) i niszczy słuch, gdy w tle na cały regulator ryczy Vader, SLipknot i Korn.
Oczywiście powyższy przykład to groteska, ale to tylko po to by uwidocznić do czego dążą niektórzy. W życiu spotkałem takich (na szczęście) tylko na konwencie i wiem o paru ze słyszenia. No i znam paru których pewne cechy uniemożliwiają uczestniczenie w sesji (ale mimo to część z nich to bardzo fajni ludzie!).