Wiesz, jak się patrzy na metal tak jak ty na hiphop to też nie jest różowo:
A wiecie, widziałem taki wywiad z muzykami grającymi metal, oczy podkrążone, makijaż na twarzy, biali jak cholera jakby ich z grobu co wyjęto, naookoło pentagramy by publiczność mogła się popodniecać, później dali koncert ze wspaniałymi tekstami, w których dało się zrozumieć co drugie słowo (a słów w tekście było sześć):
Szatan, śmierć, sześćsześćsześć!!!!
Albo Manowar - już sobie wyobrażamy jak cała publiczność podnosi ręce we wspaniałym geście i krzyczy: We are the warriors - warriors of the world.
Widzę też u nich wspaniałe, zawiłe metoafory pobudzające do myślenia, mówiące o skomplikowanych uczuciach ludzkiej duszy: Woman be my slave!
Wszystkim inteligencją z oczu wieje jak napinają swe mięśnie i ubierają się w skóry i podnoszą do góry miecze.
Jak to było kiedyś w Nowej Fntastyce: mężczyźni ryczą, kobiety mdleją, a krytycy uśmiechają się lekko z pobłażaniem i zażenowaniem (czy jakoś tak).
Jeszcze jedno - jak już powiedzieli o metaforach zawiłych to nie znaczy, że każdy ich tekst musi zawierać je w sobie. Choć o seksie to już śpiewał Kaliber i to z o wiele fajniejszym tekstem ale... Jest też coś takiego jak nastrój - czasami chcesz się wprawić w nastrój relaksujący, bez żadnej refleksji, taka muza która uwolni w ciebie energię na np. urodzinowym party. Zresztą, kogo można wprowadzić w refleksyjny, melancholijny nastrój Vaderem?
Wiecie co? Dla mnie metal jest śmieszny.