Jak obiecałem relacja z Turnieju Par 2005.
Na miejsce dotarliśmy prawie punktualnie, około dwunastej. Głównie dzięki temu, ze spotkałem mojego kolegę z Rzeszowa, który po wymienieniu spostrzeżeń na temat niewielkiego rozmiaru świata tego skierował nas na przystanek tramwajowy. Żeby nie przedłużać:
I bitwa – MiSiO (Averland) i Seba (Reikland); Scenariusz: Wyrdstone Hunt
Już zawczasu przygotowaliśmy się psychicznie na spotkanie z chłopakami w pierwszej bitwie, która pod pozorem gry minęła nam na pogaduchach o kobietach i alkoholu
. W każdym razie – mimo porażki grało się bardzo przyjemnie. W zasadzie Misio stracił jedynie sierżanta za sprawą mojego Swordsmana, który dokonał brawurowej szarży pod gradem strzał. Niestety w trakcie bitwy zszedł mój kapitan (kolejna berserkerska szarża pod okiem Elf Rangera Seby). Zielony zapomniał też, że kiedy jego krasnale się ruszą, moi Middenheimerzy nie mogą szarżować, a młodzik Misia już był w zasięgu szarży mojego Championa... No cóż - moi Middenheimerzy uciekli, Zielonemu zaś radziłem wycofanie się z jednym shardem (chciał biec krasnalami za strzelcami Reiklandu
), dzięki czemu nie wyszliśmy tak źle z kasą. Po bitwie wymieniliśmy cenne uwagi, poradziliśmy się też Seby i Misia co do kolejnego scenariusza. Btw. Dzięki Niedźwiedziu, za pożyczenie Kislevity!
Niestety, po bitwie mój kapitan okulał (-1 M).
II bitwa - Tomek (Witch Hunters) i Czeźwy (Middenheim); Scenariusz: Zasadzka
Nooo, tutaj mieliśmy niby szansę, żeby wygrać
. Kluczowym momentem było wyjście mojego rusznikarza i przeciągnięcie z rusznicy przez prawie całą bandę Tomka. No i niestety - przy moich rzutach zszedł tylko jego Kapitan (przy okazji wpadł do naszej niewoli) i... mój Kislevita. No i Zielony zapomniał o tym, że ja też mógłbym sobie szarże zadeklarować
. Na środku stołu Dwarfy Zielonego ścierały się z Middenheimem Czeźwego, ale w zasadzie byliśmy już na straconej pozycji i uciekliśmy z pola boju.
Mój champion zarobił przy okazji chest wound (-1 T, co w Middenheimie dla herosa przeznaczonego do HtH jest nie lada przeszkodą...), a młodzik i drugi champion stali się odporni na strach. Dodatkowo jeden Swordsman awansował na bohatera! A kapitan stracił oko...
III bitwa - Sławek (Undead) i Bartek (Skaven); Scenariusz: Occupy
Spodziewaliśmy się, że będzie naprawdę ciężko (Wampir + cała banda szczurów uzbrojona w proce), ale nie było tak źle. Stracha napędził mi wprawdzie zinflitrowany szczur z rusznicą, który perfidnie przeciągnął z niej po połowie mojej rozstawionej bandy, ale przewrócił tylko dwa modele i zaraz doszedł go młodzik ze Sprintem (genialny skill!). Do sukcesów można zaliczyć zaszlachtowanie Wampira przez mojego herosa - Swordsmana (uzbroiłem go dodatkowo w drugi miecz). Porażki i osobliwości - Elf nie zdający testu Inicjatywy (I 6!) podczas diving charge na Skaveńskiego maga i Kislev Ranger z Quick Shoot'em nie trafiający ani razu w dwa skaveny na 4+ przez trzy tury... W zasadzie nasi przeciwnicy wygrali jednym domkiem, w którym zawczasu ukrył się Dreg. Pozostałe domki udało nam się jedynie zremisować, więc skończyliśmy bitwę na 7:3, ale i tak grało się fanie (moja pierwsza bitwa przeciw Undeadom i Skavenom - Zielonego chyba też).
Noc - tutaj zaczęliśmy multiplaya rozgrywając scenariusz "Tajne Zadania" (moje krasnale miały dojść na drugą stronę stołu, na której siedział Seba ze swoimi Beastami...), ale po chwili wzięliśmy się za Grę o Tron. Geeez! Świetna sprawa! Pomimo zmęczenia grało się naprawdę wyśmienicie. Zmiany sojuszy, przekupstwa, układy... Może by tak wystosować pismo do MENiS, żeby wprowadzili tę grę w ramach ćwiczeń na politologii?
Z chęcią zagrałbym w to z wami jeszcze raz
.
IV bitwa - Armand (Reikland) i Heru (Marienburg). Scenariusz: Rozdzieleni.
Hehe, w zasadzie połowę bitwy spędziliśmy na pogaduchach i dzieleniu się wrażeniami z poprzednich potyczek
. Mimo, iż znowu przegraliśmy, to grało się bardzo przyjemnie i na luzie. Po tej bitwie obaj nabraliśmy respektu dla Reiklandu - bardzo mocna banda. Szczególne wrażenie wywarli na nas łucznicy Armanda stojący prawie na krawędzi stołu i zdejmujący krasnale Zielonego. Po trzech turach z mojej bandy właściwie zostało sito, więc (tu nie pamiętam) wybrałem dobrowolne rozbicie, albo nie zdałem RT. Dużo mógł zmienić mój Swordsman-morderca (dwa miecze, 5 WS, expert swordsman), gdyby nie to, że Zielony znów pominął mnie w kolejności wykonywania ruchów
. Później jeszcze chwilę trzymał się na stole (zdążyłem w tym czasie pójść do sklepu, ha!), ale dostaliśmy 10:0. Mimo to było ciekawie. No i pozdrawiam Armanda i Heru - grało się z Wami bardzo na luzie, czyli tak, jak powinno być!
V bitwa - Tomek (Witch Hunters) i Czeźwy (Middenheim); Scenariusz: Mosty
Czeźwy: "Co ma twój kapitan?"
Ja: "Jest ślepy i kulawy."
Czeźwy: " A mój ma dwa miecze."
Tak w skrócie można by scharakteryzować przebieg bitwy. Bardzo rozwinięte bandy przeciwników vs. mocno pokiereszowane nasze. Plan przedarcia się na drugą stronę mostu porzuciłem już w momencie, kiedy Dwarfy Zielonego zeszły po drugiej turze, a Middenheim Czeźwego wyposażony w kusze i cholera wie co jeszcze (jego Kapitan chyba tylko tańczyć nie potrafił, choć i tego nie wiadomo...) zaczął niebezpiecznie zbliżać się na moją stronę. Popis dał wprawdzie Kislev Ranger w pierwszej turze zdejmujący Marksmana Middenheimu, ale i tym razem Ulryk był po stronie konkurencji. Po stracie czterech modeli zdecydowałem się na dobrowolne rozbicie. Dlaczego? Zasada "Underdogs"
. Różnica ratingu pomiędzy naszymi bandami wynosiła 104, więc Dwarfy i Middenheimerzy, którzy przeżyli dostawali +4 exp od firmy, co niejednokrotnie owocowało nawet dwoma rozwojami. Szkoda, że tak późno, ale zawsze to coś
.
VI bitwa - organizatorzy, czyli Nahar (Witch Hunters) i Miszczu (Middenheim); Scenariusz: Skirmish
Od początku nastawialiśmy się na luźną grę i taka w rzeczywistości była - bez wyżymania się, kłótni o milimetry... Po prostu kulturalna, towarzyska rozgrywka
. Na początku Pawła trochę poniosło i jego Witch Hunter zaczął samotnie, beztrosko skakać (leap) w kierunku mojego Middenheimu. Zapomniał przy tym, że dwaj młodzicy (w tym jeden z Frenzy) mają skill Sprint. Dopadli Łowcę w drugiej turze, lecz nijak go dobić nie mogli (muszę kupić sobie jednak te fajne, małe kostki...
). W ogóle psychodeliczne wrażenie sprawiali Łowcy Czarownic i Middenheim skaczący po stole z rusznicami - będę to musiał przetestować
. Jak już wspomniałem - graliśmy na luzie, Paweł i Kamil udzielili nam wielu cennych porad. Bardzo dużo wynieśliśmy z tej bitwy (podobnie jak z bitwy z Rafikiem na oMTH 2005 i dzięki wam za to chłopaki!
No, to by było na tyle.