Wiekszosc ksiazek z realizmu magicznego, social fiction czy w ogole tych z jakimikolwiek elementami fantastycznymi (np: sporo wydawanych w serii z salamandra) mozna by podciagnac pod fantastyke, ale czy to ma sens? Np: ostatnio czytalem "Grendela" Gardnera - fantastyka to czy postmodernistyczny mainstream? A bijacy swego czasu rekordy popularnosci "Amerykanscy bogowie"? Albo jedna z najwspanialszych ksiazek jakie kiedykolwiek mialem przyjmnosc czytac, "Kwiaty dla Algernona"? A tacy klasycy jak Bulhakow czy Orwell?
IMO na sile przywlaszczac sobie te powiesci beda tylko Ci ktorzy czytajac fantastyke czuja sie gorsi i chca koniecznie udowodnic ze w gatunku tez powstawaly wielkie powiesci. A przeciez gros z nich nie bylo pisanych z tym zamierzeniem, autorzy nigdy by sie nie okreslili mianem fantastow, czesto nigdy wiecej nie napisali innej ksiazki z elementami fantastycznymi... Dla mnie nawet Orwell to mainstream bo wiecej w nim obyczajowosci, przestrog, moralitetu itp itd niz fantastyki jako takiej.
Z drugiej strony nie znaczy to oczywiscie ze powinnismy w jakikolwiek sposob czuc sie gorsi od mainstreamowcow