no Toś wytłumaczył...
mi nie chodzi o to, dlaczego przy ich lekturze dostajesz wzwodu, tylko co w nich takiego jest, że warto się nimi zainteresować poza tymi kilkoma perełkami, które - będąc ilustracją powiedzenia, że wyjątek potwierdza regułę - wystają poza lateXową pulpę. rozumiesz, jak biorę do jednej ręki praktycznie dowolnego (wiem, wiem, są różne) Batmana z - żeby nie sięgać daleko - TMSemikowych, tych regularnych, a do drugiej np. Black & White albo Powrót... Millera, to różnica jest kolosalna, sam przyznasz. te zwykłe zeszyty - zarówno Batmana, ale też, albo nawet bardziej, X-Menów, Spierdmana, Supermana - to takie pierdoły. czytasz, czytasz i nic z tego nie wynika - pulpa, czytadło. i to jest dla mnie bezwartościowe, nie mam po tym żalu, jeśli powędruje do kosza, bo następny numer (wiem, wiem, że się nie ukazują) będzie w podobnym guście. w tym sensie lateXy to dla mnie lektura jak - nie przymierzając - harlequiny dla żeńskiej publiczności, czyli takie zapełniacze czasu za parę groszy. i jako takie powinny być traktowane.
mówisz o lateXach tak, jak gospodyni domowa o dowolnej telenoweli. zobacz - eventy, kto z kim, dlaczego, ciągnące się w nieskończoność serie. czyż to nie to samo?
a czy skłaniają Cię te komiksy do refleksji? nie wiem, sprawiają, że zdajesz sobie z czegoś sprawę? nie mam na myśli płytkich wzruszeń z gatunku miss świata, która chciałaby "pokoju i miłości dla wszystkich ludzi". chodzi raczej o wrażenie, że jesteś bogatszy o uczucie / myśl / przekonanie.