Wiecie co mi się jeszcze w Yoelu podoba?
To, że jak go czytałem, to tak do końca nie wiedziałem, czy KRL opowiada szczerą, "prawdziwą" historię, czy też bawiąc się konwencjami parodiuje i naśmiewa się z Hellboya, Constantine'a i takich tam (to że coś tam zapożycza, to jest widoczne, ale pytanie: jaki jest charakter tego zapożyczenia?).
Z jednej strony jest to komiks niemal "szablonowy" (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) tzn. zawierający "podręcznikowe" wręcz cechy komiksu superbohaterskiego/thrillera/grozy, a z drugiej cały czas czuję, jakby KRL puszczał do mnie oko i mówił: "nie bierz tego poważnie, to wszystko żart jest i sobie jaja robię zarówno z całej tej konwencji, jak i z ciebie czytelniku...
Lubieję to!