Jakis czas temu wpadl mi w rece, dlugo nieobecny w mojej Bisley'owej kolekcji i zawziecie przeze mnie poszukiwany Melting Pot. Mowie tutaj o wydaniu pierwotnym, wydanym przez Kitchen Sink, bo komiks ten, byl takze zremasterowany (o dziwo, na gorzej) i wydany jako Heavy Metal Special. Po latach staran, w koncu mam oba.
Wczoraj przeczytalem. I jak? Klasycznie jak na te pare* autorow - Eastman & Biz - czyli krew, flaki, miecze, spluwy i fruwajace galki oczne. Klasycznie rowniez brakuje tu fabuly, a moze mowiac nieco lagodniej - jest jej tam bardzo niewiele, jak na lekarstwo. Ot, wielki madafaka a la Lobo po Vinstrolu i metamfetaminie, horda, ciemiezony lud oraz wielki Stworca, ktory ma niedlugo nadejsc. Jednakze, wszystko mozna podsumowac jednym slowem - rozpierducha.
Tylko, ze teges - komiksow Biza nie kupuje sie dla rozwazan nad sensem istnienia, ale dla rysunkow / malunkow! Melting Pot to zdecydowanie tytul, z czasow kiedy sie jeszcze Simonowi chcialo, kiedy malowal, a nie bazgrolil. MP postawic mozna obok takich rzeczy jak Slaine: Rogaty Bog czy Sad nad Gotham. To po prostu uczta dla oka! Te malutkie kadry, to niekiedy male dziela sztuki, ktore z checia powiesilbym na scianie. Dodam takze, ze w tytule tym jest sporo plansz, gdzie nie ma zadnego tekstu, a narracja odbywa sie za pomoca samych rysunkow. Choc momentami jest nieco nieczytelnie, to wychodzi to calkiem niezle. W ogolnym rozrachunku to strona graficzna jest daniem glownym tego tytulu, nie sama historia. Czyli, jak juz wspomnialem - standard jak na komiksy tego duetu.
MP jest komiksem, na czas obecny, bardzo trudno dostepnym (obie wersjie), aczkolwiek jesli ktos uwaza sie za fana tego artysty - warto poszukac, oj warto.
* - w procesie powstawania bral takze udzial Eric Talbot, ale szczerze mowiac niewiele go tam widac.