Autor Wątek: Pora na Bisley'a!!!  (Przeczytany 11617 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline donTomaszek

Odp: Pora na Bisley'a!!!
« Odpowiedź #15 dnia: Lipiec 11, 2016, 05:36:01 pm »
Zaden problem. Na razie wyszly 2 zeszyty z 5. Na bank bedzie wydanie zbiorcze.
Ze swojej strony polecam 13 Coins. Nic wybitnego ale jest bardzo Bisleyowate (w sensie - spluwy, miecze, galki oczne i mega wielkie cyce).
 :cool:
Sometimes I'd like to get my hands on God...

Offline am666

Odp: Pora na Bisley'a!!!
« Odpowiedź #16 dnia: Lipiec 11, 2016, 09:13:11 pm »
Dzięki, sprawdzę bo tego właśnie spodziewam się po Bisleyu (tzn. rozpierducha i błędy w anatomii kobiecego ciała).
« Ostatnia zmiana: Lipiec 11, 2016, 09:18:38 pm wysłana przez am666 »

Offline donTomaszek

Odp: Pora na Bisley'a!!!
« Odpowiedź #17 dnia: Grudzień 30, 2017, 08:50:59 pm »
Jakis czas temu wpadl mi w rece, dlugo nieobecny w mojej Bisley'owej kolekcji i zawziecie przeze mnie poszukiwany Melting Pot. Mowie tutaj o wydaniu pierwotnym, wydanym przez Kitchen Sink, bo komiks ten, byl takze zremasterowany (o dziwo, na gorzej) i wydany jako Heavy Metal Special. Po latach staran, w koncu mam oba.
;-)

Wczoraj przeczytalem. I jak? Klasycznie jak na te pare* autorow - Eastman & Biz - czyli krew, flaki, miecze, spluwy i fruwajace galki oczne. Klasycznie rowniez brakuje tu fabuly, a moze mowiac nieco lagodniej - jest jej tam bardzo niewiele, jak na lekarstwo. Ot, wielki madafaka a la Lobo po Vinstrolu i metamfetaminie, horda, ciemiezony lud oraz wielki Stworca, ktory ma niedlugo nadejsc. Jednakze, wszystko mozna podsumowac jednym slowem - rozpierducha.

Tylko, ze teges - komiksow Biza nie kupuje sie dla rozwazan nad sensem istnienia, ale dla rysunkow / malunkow! Melting Pot to zdecydowanie tytul, z czasow kiedy sie jeszcze Simonowi chcialo, kiedy malowal, a nie bazgrolil. MP postawic mozna obok takich rzeczy jak Slaine: Rogaty Bog czy Sad nad Gotham. To po prostu uczta dla oka! Te malutkie kadry, to niekiedy male dziela sztuki, ktore z checia powiesilbym na scianie. Dodam takze, ze w tytule tym jest sporo plansz, gdzie nie ma zadnego tekstu, a narracja odbywa sie za pomoca samych rysunkow. Choc momentami jest nieco nieczytelnie, to wychodzi to calkiem niezle. W ogolnym rozrachunku to strona graficzna jest daniem glownym tego tytulu, nie sama historia. Czyli, jak juz wspomnialem - standard jak na komiksy tego duetu.
 
MP jest komiksem, na czas obecny, bardzo trudno dostepnym (obie wersjie), aczkolwiek jesli ktos uwaza sie za fana tego artysty - warto poszukac, oj warto.

* - w procesie powstawania bral takze udzial Eric Talbot, ale szczerze mowiac niewiele go tam widac.
Sometimes I'd like to get my hands on God...