Autor Wątek: KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI  (Przeczytany 5272 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline pookie

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« dnia: Marzec 31, 2003, 10:52:48 pm »
1. Konkurs polega na napisaniu jak najlepszej recenzji danego komiksu.

2. W konkursie mogą brać udział wyłącznie zarejestrowani użytkownicy forum Nowej Gildii.

3. Każdy z uczestników może napisać wyłącznie jedną pracę konkursową.

4. Praca konkursowa musi liczyć conajmniej 1000 znaków. Maximum nie ma.

5. Konkurs będzie organizowany cyklicznie. Kolejne edycje będą rozpoczynały się 1 dnia danego miesiąca w założonym specjalnie dla tego celu topicu. Uczestnicy zamieszczają swoje prace w tym właśnie temacie.

6. Termin publikowania prac mija 20 dnia danego miesiąca.

7. 20 dnia danego miesiąca temat będzie zamykany i ruszy głosowanie. Głosy można oddawać poprzez wysłanie do mnie prywatnej wiadomości ze wskazaniem swojego faworyta. Uczestnicy konkursu nie biorą udziału w głosowaniu. Głosy należy oddawać do ostatniego dnia danego miesiąca.

8. W przypadku równej liczby głosów o wyniku konkursu zadecydują moderatorzy.

9. Recenzje mają dotyczyć komiksów wydanych w poprzednim miesiącu np w edycji kwietniowej recenzujemy komiksy marcowe, w majowej kwietniowe itd.

10. Zwycięzca każdej edycji otrzyma atrakcyjną nagrodę (komiksową rzecz jasna). Temat otwierający każdą edycję będzie informował o nagrodzie w danym miesiącu.

11. Autorzy zamieszcając recenzje w temacie konkursowym na forum wyrażają automatycznie zgodę na ich zamieszczenie w serwisie Gildia Komiksu.

12. W temacie tym wszystkie posty nie będące recenzjami będą natychmiast usuwane. Wszelkie uwagi na temat konkursu proszę zamieszczać w topicu : "Uwagi na temat forum".

Zgodnie z obietnicą ruszamy z edycją kwietniową konkursu. Regulamin na górze. W tym miesiącu do wygrania jeden z wydanych przez Post albumów Manary.

 for Pookie

Offline Yaqza

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #1 dnia: Kwiecień 08, 2003, 06:30:08 am »
Coś straszna posucha, nikt nic nie pisze....To ja może spróbuję, jeśli łaska.....

Hellboy - Prawie Kolos

Liz Sherman, członkini Biura Działań Paranormalnych i Obrony USA umiera. Ogień, którego siłą władała, który zagnieździł się w jej ciele obdarzając swego gospodarza niezwykłą potęgą został utracony. Nienawidząca swego daru dziewczyna przekazała go przypadkowo spotkanemu monstrum. I tym samym skazała się na śmierć... <br>
Ale jej przyjaciele nie pozwolą na to- za nowym posiadaczem życiodajnego ognia natychmiast wysłani zostają agenci Biura. Ale czas nieubłaganie upływa, minuta za minutą, godzina za godziną, nieczuły na dramaty i lęki ludzi.
"Prawie Kolos" to kolejny, wydany przez Egmont, tom przygód- znanego wszystkim miłośnikom dobrego komiksu- Piekielnego Chłopca: Hellboya. Uważni zwrócili już zapewne uwagę na fakt, iż komiks ten stanowi rozwinięcie niedokończonego wątku z albumu "Obudzić diabła", w którym to miało miejsce opisane przeze mnie wykorzystanie mocy przez Liz dla przywrócenia do życia homunculusa. Rozwinięcie ciekawe, aczkolwiek nieco rozczarowujące. Interesujące jest nawiązanie przez autora do mitu potwora Frankensteina i ubarwienie go o dodatkowe wątki- potwór stworzony przez szalonego naukowca nie jest jedynym jego eksperymentem, a nasz znajomy z "Obudzić Diabła" jest tylko jednym z jego kolejnych prób stworzenia sztucznego człowieka. Przerażony i pozbawiony woli istnienia natrafia na wcześniejsze "dzieło" uczonego, dzieło, które przez dziesiątki, ba! setki lat żyje i przygotowuje się do realizacji swego wielkiego planu. A jaki to plan? Powiem tylko, że dość standardowy- Mignola nieszczególnie się wysilił tworząc główny wątek tej opowieści. I właśnie teraz, gdy jak zwykle grozi nam wielkie niebezpieczeństwo, na scenę wydarzeń wkracza nie kto inny jak sam Hellboy i to on właśnie będzie się musiał zmierzyć z dwiema potężnymi istotami.
Straszliwie nierówny jest ten komiks. Jak zwykle zachwycają niesamowite wręcz rysunki Mignoli, który jak nikt inny potrafi stworzyć nastrój grozy nieporównywalny z niczym innym. Tworzące niesamowity klimat ilustracje, specyficzna, kanciasta i uproszczona kreska, świetne kadrowanie i umiejętne operowanie cieniami buduje atmosferę znaną z najlepszych horrorów. I, jak zwykle, idealnie pasują do rysunków kolory, czasami ciemne i stonowane, kiedy indziej żywe, jaskrawe. Ale zawsze pasujące do sytuacji. Ale, jak powszechnie wiadomo, dobre rysunki to nie wszystko- przede wszystkim ważny jest scenariusz, który przyciągnie uwagę czytelnika i bez reszty zaabsorbuje jego uwagę. I tutaj mamy pewien zgrzyt. Bo mimo, iż historia jest ciekawa i do pewnego momentu czyta się ja wspaniale, to jednak w końcu zaczyna drażnić. Najwyraźniej Mignola lekko podszedł do tego tematu, ponieważ wykorzystał schemat z tych kilkuset-odcinkowych serii o superbohaterach- "mamy sześć godzin na uratowanie świata, bo o 19:00 są wiadomości i nie chcę ich przegapić". Strasznie zdenerwowało mnie prostackie zakończenie rodem z "Supermana"- "ciężko było, ale co to dla nas, i tak sobie poradzimy, w końcu to tylko komiks". Ta historia miała naprawdę wielki potencjał, ale w wersji, w jakiej ją wydano wiele straciła. Jest za krótka, a wydarzenia w niej przedstawione pasują raczej do porządnej mini serii, nie jakiejś tam nowelki. To smutne, że ten komiks został tak potraktowany. To mogła być wielka historia, ale przez to jak ją ujeto(kolejny epizod nie wnosząca wiele do serii) uzyskano całkowicie przeciwny efekt.
Jakby na dokładkę mamy jeszcze bezczelne zachowanie samego Egmontu, który postanowił wydać ten albumik, czy komiksik raczej za cenę17 złociszy. Za 56 plansz. To nie jest bezczelność, to zwykłe złodziejstwo! Nie oszukujmy się- w obecnej sytuacji widać wyraźnie, po co ten komis został wydany- liczy się kasa i tylko ona. I nieważne, że czytelnik zabuli ciężko zarobione złotówki na chudziutką broszurkę. Wiadomo, że wielbiciele Hellboya i tak to kupią- to czemu nie wykorzystać sytuacji i zażądać porządnej kasy? Zwykłe złodziejstwo, jeśli mnie pytacie.
I jak tu ocenić ten album? Ujmę to tak- pierwsza połowa komiksu to kawał świetnej lektury. Ale potem jest tylko coraz gorzej- wielkie rozczarowanie. A jeśli dodamy do tego cenę nieprzystającą zupełnie do jakości towaru, to wynik jest łatwy do przewidzenia- moi drodzy, ten komiks można sobie darować. Naprawdę- są na rynku tytuły za które warto zapłacić tyle, co za "Hellboya", a przyjemność z czytania będzie znacznie większa.
url=http://www.komiks.nast.pl]Aleja Komiksu[/url]

Offline pookie

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #2 dnia: Kwiecień 10, 2003, 10:19:03 pm »
Przenoszę recenzję master yogi do właściwego tematu :

 
Sandman
DOM LALKI cz.1


Jak na prawdziwy zaścianek pprzystalo, w bialostockim empiku lwia część pakietu marcowego pojawiła się na początku kwietnia(i to nie cała).Tak oto zostałem postawiony przed wyborem jednego z kilku dobrych komiksó. Wybór padł na Sandmana, tym bardziej że były to tylko dwie sztuki.

Jeżeli któś tej serii nie lubii (jest taki?) to "Dom Lalki" jego zdania nie zmieni. Neil Gaiman nie tylko trzyma poziom ale coraz bardziej się rokręca. Natomiast rysownicy po raz kolejny dokonują gwałtu na tym dziele.
1. Scenariusz. Na początku mamy ciekawy epizod nie związany z ciągiem dalszym który za to odkrywa niejasny kawałek z "Nadzieii w piekle" (gdy Sandman w piekle rozmawia z potępioną duszą- Nadą). Poznajemy dwie kolejne siostry naszego ulubieńca Snu, które coś na boku kombinują...
Fabuła jest wielowątkowa i skomplikowana, są również odniesienia do poprzednich części. Nie ma sensu ani potrzeby jej streszczać, powiem tylko że nasz bohater Sen będzie musiał zająć się swymi nieposłusznymi sługami a niejaka Rose Walker będzie szukać swojego brata... Proste?Wcale nie! Cała histroia nie jest zamknięta, ciąg dalszy poznamy w tomie drugim.
2.Rysunki. Trzeba bardzo długo myśleć by móc o nich powiedzieć cokolwiek dobrego i w zasadniczy sposób obniżają wartość komiksu,ale się już do nich przyzwyczaiłem. Malcolm Jons III ma fajne nazwisko, ale niefajną kreskę, podobnie jak Mike Drinenberg. Sytuacja troszkę poprawia się w ostatnim epizodzie gdy do akcji wkracza Chris Bachalo ,mam nadzieję że kolejni rysownicy wymienieni na okładce a nieobecni w tomie pierwszym będą prezentowali coraz wyższy poziom. Byłbym zapomniał o kolorach (Robbie Busch)- też mi się nie podobają. Zaletą jest za to kadrowanie- nie można mu odmówić oryginalności, choć miejscami jest denerwujące.
Oczywiście pan od okładek-Dave McKean prezentuje poziom 10 klas wyższy, koleś po prostu czuje klimat.

Mamy jeszcze streszczenie poprzednich części ,ale Gaiman nie potrafi niczego powiedzieć ot-tak po prostu także radzę przeczytać.

Na koniec wspomnę że wstęp napisał sam Clive Barker

Podsumowując: Komiks jak najbardziej wart tych 25 złotych czyta się świetnie, wciąga tak że w pewnym momencie zaczynamy się zachwycać nawet rysunkami (niestety to mija )

PS:
Taka ciekawostka- kadry z niewiadomego mi powodu nie są numerowane, a na jednej ze stron zamiast kwestii Władcy snu mamy dymek z wymazanym tekstem-niefajnie to wygląda
 for Pookie

Offline Yoghurt

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #3 dnia: Kwiecień 12, 2003, 11:42:22 am »
Eryk- Ostatni Szrama

Któż w naszym małym, komiksowym światku smutnej polskiej rzeczywistości nie zna "Produkta"- periodyku, który miał naprawdę spory wpływ na tenże światek. I w tymże właśnie produkcie po raz pierwszy spotkałem się z pracami Filipa "Myszko" Myszkowskiego. I co tu ukrywać- spodobały mi się od razu...No, może nie od razu, z początku to spodobała mi się głównie Emilia, gdyż nie gustuję w ogromnych gorylach. Ale z czasem i Tanka polubiłem ... A Myszko w mych oczach uzyskał status "jednego z lepszych komiksiarzy w kraju"

Okazało się, że nie tylko dla mnie Myszkowski jest w czołówce polskich twórców komiksu. No bo jak inaczej wyjaśnić, że sama Mandragora (najlepszy wydawca w naszym kraju...i nie jest to jedynie moja opinia...) zdecydowała się wydać komiks jego autorstwa? Oni nie wydają słabych rzeczy (pozwolicie, ze Fathoma i Egona nie liczymy, ok?).

Tyleż słowem nudnawego, aczkolwiek obowiązkowego wstępu (no bo co to za recenzja bez nudnego biadolenia na rynek albo bez przedstawienia sylwetki autora? Nie, nie musicie odpowiadać, wolę żyć dalej w błogiej nieświadomości, jakież wielkie błędy popełniam, pisząc recenzje....no masz, właśnie sam zdałem sobie z tego sprawę...), przejdźmy do rzeczy, czyli do samego komiksu, który to premierę miał na III Warszawskich Spotkaniach Komiksowych (a i sam autor stawił się, by dzielnie podpisywać każdy egzemplarz.... Dzięki za Emilię w autografie chciałbym z tego miejsca złożyć). Tytuł kojarzy mi się jakoś dziwnie z pewnym Orkiem, jakiego miałem okazję ubić na sesji w Warmłotka wieki temu....no i znowu zbaczam z tematu... Kwestię tytułu omińmy, bo się będę rozczulał nad starymi sesjami RPG, a od razu przejdźmy do zawartości.

Jak to zazwyczaj się robi, zacznę od fabuły. Samo nazwisko autora sugeruje, że bohaterami historii będzie trójka łowców nagród w postaci Emilii (mniam...), Profesora (ksywa ta trąci sarkazmem, biorąc pod uwagę jego inteligencję...) oraz Tanka (gadający goryl o wymiarach 3 na 3 metry....w bicepsie). Sama okładka też nie pozostawia wątpliwości- poza buntowniczą gębą tytułowego Eryka spoglądają na nas mordki tych właśnie postaci. A to obeznanych z twórczością Myszko od razu zachęca do czytania. A i tych nieobeznanych zapewne zachęci do sięgnięcia po komiks pewna blond długowłosa w czerwonej kurteczce...
Cóż za historię przedstawia nam Filip w "Eryku"? Wszystko kręci się wokół rodzinki pewnego faceta. Dość nieprzyjemnego, nawiasem mówiąc. Chodzi o Szramę. Już na samym początku zostaje złapany przez trójkę naszych bohaterów, jako ostatni z całej gromadki Szramów. Ostatni? Jak się okazuje później- nie.
Sama fabuła może szczytem suspensu niczym u Hitchcocka nie jest. Nie jest też szczytem oryginalności. Ale nie można jej z pewnością nazwać sztampową. Ciekawie połączono dwa wątki- ten dotyczący naszej wspaniałej trójki oraz ten traktujący o dwójce rodzeństwa i ich dość nietypowym pupilu. Myszko wykorzystał też parę genialnych patentów, jak np. "raj dla bałwanów" czy pogadanka z dzieciarnią w szkole... Kupa śmiechu, jak to w przygodach Emilii, Tanka i Profesora bywa. Szczególnie rozbrajają dialogi (Mały Stefanek rządzi!). Uśmiech na twarzy czytelnika gwarantowany przez cały czas poświęcony temu komiksowi. Choć można było się spotkać z opiniami, że jest to humor zbyt przedszkolny. No cóż, jedni lubią Kiepskich, inni taki leciutki humor z Eryka, jeszcze inni nie uśmiechają się w ogóle... Gustibus non disputandum est, jak mawiają, i jest to jedna z mądrzejszych łacińskich sentencji, jakie słyszałem. Bo cholernie prawdziwa.

Co by tu jeszcze....ach, no przecież, oprawa graficzna! Ci, którzy Myszkowskiego twórczość znają, wiedzą, że facet ma Talent. Tak, z dużej litery. A ci co nie znali- właśnie się dowiedzieli. Rysunki są bardzo dobre, jeśli czasami nie genialne (czy wspominałem już pewne żeńskie imię rozpoczynające się od "E"? Tak? ). A dzięki doskonałej jakości papieru nasycenie czerni jest wprost idealne i komiks dodatkowo może zaplusować w oczach czytelnika, bo rysunki BARDZO zyskują dzięki tej wyrazistej, czarnej barwie. Czarnej, nie ciemnoszarej, jak to z czernią w wielu komiksach bywa. Swoją drogą, jestem ciekaw jakby wyszedł Myszko w full kolorze... I ile wtedy by kosztował komiks :)

No i na koniec jakość wydania właśnie. O doskonałym papierze już wspomniałem, o okładce- nie, ale wystarczy, że powiem, iż ciekawie wyglądają nasi bohaterowie w kolorze. Jeśli dodamy do tego zadziwiająco niską cenę- 10 złotych, to mamy przykład, jak powinno się wydawać komiksy. Panowie z Egmontu- uczcie się, bo jak widać, można wydać komiks z przyzwoitą ilością stron na doskonałym papierze i żądać za to opłaty manipulacyjnej poniżej 15 złotych.

Pozostaje mi tylko podsumować krótko "Eryka". Jeśli lubicie lekkie i przyjemne komiksy, przy których niejednokrotnie można się uśmiechnąć, jeśli lubicie do tego świetne rysunki i ładne wydanie, a przy okazji macie w kieszeni niewielką kwotę pieniędzy- nic innego, tylko historia Myszkowskiego. Polecam.
obody's perfect but I'm pretty f**kin' close

Offline pookie

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #4 dnia: Kwiecień 18, 2003, 07:07:12 pm »
Jeszcze dwa dni do końca !!!
 for Pookie

Offline no face

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #5 dnia: Kwiecień 19, 2003, 03:04:18 pm »
Jeż Jerzy- Egzorcysta
Jeż Jerzy powraca, tym razem w pełnometrażowej historii. Tym razem przyjdzie mu zmierzyć się ze ZŁEM w najczystszej postaci(czyli w postaci Zombiego wspieranego mentalnie przez krola piekieł, Lucyfera). Znany nam z poprzedniej części Zombie powraca na Ziemię aby dokonac zemsty na Jeżu Jerzym. W tym celu opętuje ciało swego dawnego drucha, Malego. W swej drodze ku zemście dokonuje wielu obrzydliwych zbrodni, m.in. zabija pewną prostytutkę i żonę Małego. Na szczęście również
znany nam z poprzedniej częsci Ksiądz Egzorcysta czuwa. W wyniku  niesłychanego zbiegu okoliczności Ksiądz ląduje w szpitalu, a Jerzy jest poszukiwany przez policję. Archaniol gabryjel obwieszcza mu że jest wybrańcem ktory ma za zadanie ocalić ludzkość. akcja nabiera tępa i wszyscy bohaterowie spotykają się w szpitalu żeby stoczyć ostateczną walkę ze ZŁEM. oczywiście sprzymierzone siły dobra w osobach Księdza i Jerza-wybrańca pokonują zombiego i niweczą złowrogie plany piekła.Cała historia nie kończy się jednak dobrze dla Małego ktory, uwolniony z opętania, nie może powrocić do normalnego życia po stracie żony i decyduje się wrócić na ulice jako El Dresso. Pod ziemią rozgrywa się drugi wątek opwieści, a mianowicie milość Szatana (sic!) i wyżej wspomnianej prostytutki. Ta historia kończy się tragicznie dla Lucyfera. ( ach te kobiety...)

   To zupełnie nowa jakość w cyklu o Jerzym. Dotychczas mieliśmy jedynie krótsze lub dluższe,bliżej niezwiązane ze sobą epizody, a tu mamy opowieść z prawdziwego zdarzenia. Wielu ludzi zarzuca Skarżyckiemu że odszedł od tradycyjnej konwencji Jeża, czyli kpin z polskiej rzeczywistości, ale moim skromnym zdaniem ciągłe tkwienie w jednej konwencji szybko by się nam znudziło. Taki albumjest doskonałą odmianą i mam nadzieję że w przyszlości otzrymamy zarówno historie tego typu ( co jest prawdopodobne, bo zakończenie jest otwarte) oraz stare zbiory historyjek. Oczywiście w dalszym ciągu występują aluzje do naszej dobrej polskiej rzeczywistości ale jest ich mniej. Ich brak częsciowo rekompensują kpiny z kina amerykańskiego (stary doświadczony glina i niedouczony młokos, kpina z egzorcysty- słynna "scena rzygania",itp.). Album obfituje w mnóstwo gagów i dowcipów, ani przez chwilę nie jest nudny. Bardzo podoba mi się osobiście postać budząca wiele kontrowersji, czyli Diabeł. Autorzy wyposarzyli go w potężnego fallusa (czyżby jakiś kompleks?:) ) w dodatku przebitym kolczykiem. W ogóle to barzdo sympatyczna postać- okazuje się że nie taki diabel straszny jak go malują bo potrafi okazać serce prostytutce która jako jedyna potrafi mu zrobić dobrze. Cała akcja jest zrobiona nawzór hollywodzkiej produkcji, z której cały czas mamy mniej lub bardziej dyskretne kpiny. Zastosowana jest też zasada "Najpierw trzżesienoie ziemi a potem napięcie rośnie".

Rysunki Lwa Leśniaka są jak zwykle... specyficzne, ale ośmielę się twierdzić że to najlepiej narysowany album o Jerzym (polecam całostronnicowy kadr "El Dresso powraca". Zaletą jest na pewno doskonała kolorystyka.Rysunki są jaki są, każdy widzi, mnie osobiści nie zchwycają ale siś do nich przyzwycziłemi uważam że ten styl jest najlepszy dla  cyklu o Jerzym.

Album bardzo dobry, chociaż mimo wszystko postawiłbym go za "Nie dla dzieci" i "Wrogiem publicznym". Część czytelnikow poczuje się zawiedziona tą zmianą kierunku ale pamiętajmy że nie ma nic gorszego niż monotonia :roll:

Ocena 8/10
aprawde nie mam pojęcia co by tu wpisać

Offline roody102

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #6 dnia: Kwiecień 20, 2003, 02:31:48 am »
Mam nadzieję, że się wyrobiłem, że termin mija za 20 godzin a nie 3 godziny temu?! Przez tą świąteczną bieganinę dopiero teraz znalazłem czas, żeby poprawić nieco swoją recenzję.

THORGAL 27: Barbarzyńca.

Recenzować nowego Thorgala to zaiste niełatwe zadanie. Serię znają chyba wszyscy, no może z wyjątkiem tych, co komiks uważają za zbrodnię na literaturze popełnioną i odrzucają a priori, ale nimi sobie głowy zawracać nie będziemy. Choć pewnie Thorgal, dzięki swej popularności, przekracza te bariery. Niemniej, skoro każdy zna tą serię i prawie każdy ma o niej swoje zdanie to ciężko napisać coś naprawdę odkrywczego, ciężko nie popaść w banał. Tym bardziej, że 27 tomów nieuchronnie czyni Thorgala komiksem wtórnym, bo banalny, powiedzmy szczerze, był zawsze. Nie chccę go deprecjonować, ale też nie udawajmy, nie ma co szukać w nim jakiejś szczególnej głębi. Świat Thorgala jest czarno-biały, z wyraźnymi podziałami na dobrych i złych, bez zawiłej symboliki, drugiego, trzeciego czy piątego dna. To nie jest wcale zarzut - taka po prostu jest ta seria. Co więcej, coś kuszącego musi być w tym świecie, coś miłego w tych jego prostych regułach, skoro tak wielu ludzi wciąż chce do niego wracać.

No właśnie. Ilekroć kupuję nową część, zadaję sobie pytanie czy nie jestem już na ten komiks za stary? Czy nie czas sobie odpuścić ten sentymentalny zakup? A jednak, jak już kupię, to nie mogę czekać ani chwili i zaraz czytam gdzieś na wykładzie czy w autobusie. W jakiś sposób świadczy to przecież o wielkości autorów, bo choć prawdziwe wypieki na twarzy miałem ostatnio chyba przy "Wilczycy" a emocje związane z lekturą pierwszych dwóch części nigdy się już nie powtórzą, to jednak każdy kolejny tom chłonę, z dziecięcym entuzjazmem wchodząc znów do tamtego świata. Nigdy jeszcze nie udało mi się czytać Thorgala na chłodno już za pierwszym razem - dopiero przy kolejnych lekturach dostrzegam czy to drobne szczegóły czy też małe błędy. Dlatego Thorgala będę kupował, póki autorom starczy pomysłów na kolejne części.

Ale to może już nie potrwać długo. Gdy już minie pierwsza, dziecięca radość z lektury, to okazuje się, że bledsze to wszystko niż kiedyś. I nie wiem, czy to ja się robię starszy, czy może to Thorgal? Chyba obaj, po prawdzie, się już męczymy trochę. No bo weźmy tego Thorgala, na oko dobiega już facet czterdziestki a tu mu osiąść w spokoju nie pozwalają z dala od świata wątpliwych uroków, jeno każą jeździć, Odyn jeden raczy wiedzieć gdzie!? Sądząc po obrazkach to już Bliski Wschód. Tematyka może aktualna politycznie, ale co z tego? Robi się to wszystko coraz bardziej absurdalne. I chyba nie pozostało mu już nic innego, jak wracać powoli ku północy. Klimat może na emeryturę słabszy, ale jednak chyba te upały rodzinie Thorgala nie służą.

Ironizuję trochę, no bo co innego mam napisać? Galery, zawody łucznicze, kolejna niewola i kolejny raz Thorgal mówi, że nie można tracić nadziei dopóki została choć jedna strzała. No niby racja, ale 27 razy... "Królestwo pod piaskiem" się na ogół czytelnikom nie podobało. Wróciłem teraz do niego i myślę, że nie jest takie złe. "Barbarzyńca" jest na pewno lepszy ale to nie sztuka - włącznie w tą historię Atlantydy sprowadziło ją do nurtu, którego czołowym przedstawicielem jest "Archiwum X". Także dobrze, że kosmitów mniej w nowym tomie, tylko co z tego, skoro wróciliśmy do rzeczy tak wtórnych, że się czasem nawet nie chce zbyt dokładnie przyglądać obrazkom - ot, schemat. Zmienia się tylko tło i klimat. I tylko w tym sensie robi się coraz goręcej. Zwrot ku chłodnej północy mógłby może podziałać ożywczo.

I jak tu ocenić taki komiks? Subiektywnie to ja nadal lubię tą serię i nawet słabszy epizod mnie cieszy ogromnie. Obiektywnie stała się ona wtórna zarówno w warstwie scenariusza jak i w rysunkach. Ba, mam nawet wrażenie, że rysowany jest Thorgal troszkę na "odwal się". Wydawca nie zarżnie kury znoszącej złote jajo tak od razu, ale idąc dalej tym tropem powoli ją wykończy. Zawsze się znajdą tacy jak ja, co i tak kupią nową część, ale coraz mniej ich będzie i w końcu seria zostanie rozgrzebana, bez zamknięcia, tego się boję. Lepiej, ale wbrew logice rynku, by było ją zamknąć, choćby nawet happy endem słodkim. Choć na zakończenie przydałaby się może... E, głośno nic nie powiem.

Następny epizod ma się nazywać "Kriss de Valnor". Ten - uwaga zdradzam - kończy się, znów niezbyt oryginalnie, kolejnym rozstaniem z rodziną. Co z tego będzie? Kolejny tom, który kupię i znów zapuszczę się w ten świat, choćbym nawet za Thorgalem miał jechać zwiedzać Chiński Mur!
oody

Offline Tiall

  • Redakcja KZ
  • Stolnik bracki
  • *
  • Wiadomości: 1 836
  • Total likes: 0
  • Płeć: Mężczyzna
KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #7 dnia: Kwiecień 20, 2003, 01:53:36 pm »
Wolverine: Origin - Objawienie

   Kolejny rozdział historii traktującej o początkach Wolverine'a to obraz młodego mężczyzny, który nie do końca rozumiejąc przemiany, jakie w nim zaszły, próbuje odnaleźć siebie. Gdzieś w Kolumbii Brytyjskiej kształtuje się osobowość jednego z najbardziej znanych mutantów. Warto poznać kolejny etap tworzenia się legendy.

   Logan jest rozdarty pomiędzy dwoma światami: ludzkim i zwierzęcym. Jak na ironię w obu udało mu się ustabilizować w pewnym sensie swoją pozycję: wywalczył ją, odkupił cierpieniami. Teraz stoi na granicy wyboru przynależności do jednego z nich.

   To Smitty zauważa ciężką pracę chłopaka znikąd, pomaga mu i nawet zaprzyjaźnia się z nim. Wszystkie jego starania mogą mieć na celu zbliżenie się do Rose, która jest już młodą kobietą i czuje się samotna w robotniczym miasteczku. Ulega ona względom Smittiego i wydaje się, że to zbliżenie się jedynej bliskiej Loganowi osoby do kogoś obcego, zaważyć może o wyborze drogi przez tego młodego buntownika. Co więcej, Cookie nie mogąc znieść tego, że chłopak, którego poniewierał, zyskał sobie uznanie wśród ludzi, pchany bezsilnością wobec tego wydoroślałego młodzieńca, ucieka się do innych środków, by mu zaszkodzić. Wszystko to zdaje się kierować Logana raczej od ludzi.

   Poziom graficzny z poprzednich części jest utrzymany. Kubert tworzy całość w tym samym klimacie, a kolory Isanove'a dodają wszystkiemu przyjemnego efektu. Sama okładka przedstawia się bardzo okazale, dodatkowo wzmacniając sens tej historii.

   Bestia, czy człowiek? Logan od czasu ucieczki ze Wzgórza nie potrafił wrócić do wydarzeń, jakie miały tam miejsce. To, jak konfrontacja z przeszłością wpłynie na niego, jest jednym z podstawowych pytań, jakie nasuwa się po lekturze tej części 'Origin'. Na finał nie przyjdzie czytelnikowi czekać zbyt długo.

Offline Kurczaczek

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #8 dnia: Kwiecień 20, 2003, 09:17:14 pm »
Kaznodzieja- podróż przez zabite dechami dziury

   Witaj pielgrzymie! Co za cholerny skwar- usiądź ze starym człowiekiem i kup dwa piwa. Widzę, że jesteś tu nowy i chciałbyś dowiedzieć się czegoś o naszym miasteczku, hę? Tylko przejazdem powiadasz? Mmm. Dobre piwo. Co tam trzymam? A to takie moje
czytadło- dobre jak cholera! Wiem, że wygląda nieźle i na dodatek wszystko co tu opisują jest prawdziwe- uwierz starcowi!
To o pewnym kaznodziei- znałem tego sukinsyna- facet jakich mało. Dobry gość na szczęście, bo zbyt wielu jest złych. To już trzeci tom, jaki u nas wydają o jego życiu (i najlepszy)- rzekłbyś biografia, napisana przez Ennisa- zdolniacha- ja go nauczyłem pisać, ale to inna historia Nie czytałeś poprzednich kowboju? No to pokrótce chodzi o to, że ten koleś- Jesse jeździ ze swoją laską- Tullip przez różne zadupia i szuka Boga... hehehe... nie, to nie jakieś religijne bzdury- czy ja wyglądam na ciecia? Spójrz tu jest znaczek "Tylko dla dorosłych".
   Wracając do tematu to ten koleś szuka Boga, ale nie mefaty...metafy... no... duchowo, tylko fizycznie- bo Bóg uciekł z Raju i błąka się po naszym padole łez, a ten koleś ma w sobie moc równą boskiej, ale jak chcesz wiedzieć dokładniej, to kup se pierwsze dwa tomy- warto i dolej tu coś, hę?
   Jeśli chodzi o ten tom, to taka retrospekcja do dzieciństwa bohatera... trochę zaschło mi w gardle, podzielisz się tą whisky?- już lepiej... poznasz tutaj jego piekielną rodzinkę i zobaczysz co Pan nasz bóg namieszał na Ziemi Mówię Ci fabuła jest niesamowita, Jesse prowadził ciekawe życie, nie ma co- metody wychowawcze stosowane w jego rodzinie to coś niesamowitego- jak postraszyłem tym moich synów, to od razu zaczęli się odnosić z szacunkiem do matki, a mają chłopy po 30 lat. Jak zaczniesz czytać, to już się nie oderwiesz. Mnóstwo zwrotów i wartka akcja jak w starych westernach- tylko, że tam zawsze wiedziałeś
jak co się skończy, a tu nigdy nie jesteś pewien następnej strony... masz może papierosa? dzięki... słabe to miastowe gówno, urwe se filtra... Ogólnie historia jest ponura, szara i z plamami czerni, nawet mimo, że czasem pojawia się jakaś sielanka, bo musisz wiedzieć, że jest
tu parę romaty... romantry... miłosnych akcentów, które wzruszą nawet starego kowboja. No cóż ta ponurość sprawia, że wszystko jest prawdziwsze- tak jak w życiu, brud jest wszędzie.
   Do tego wszystkie postacie świetnie zarysowane, żadne tam papierowe- czujesz się jakby stawali obok Ciebie z krwi i kości. Niesamowita plejada- ojciec Jessego, jego przybrani wujkowie, jego jedyny przyjaciel i babka... hehe.. to mi przypomina jak w 62 spotkałem jego babkę osobiście- cóż to była za cholernie brzydka baba- zresztą spójrz tu na rysunek, hehe- w rzeczywistości wyglądała jeszcze gorzej! Za to Tulip kiepsko wyszła Dillonowi, to koleś który to rysuje- widziałem ją jak razem z Jessem jechali przez nasze miasto- rasowa z niej była
kobitka mówię Ci... znowu zasycha mi w gardle, nie masz tam drobnych na jeszcze jedno piwo?... Ale ogólnie rysunki są na niezłym poziomie- żadne tam dzieła sztuki, ale za to czytelne, realistyczne i w pewien sposób dzięki swojej prostocie dobrze się wpasowują w tą brutalną opowieść.
   A w ogóle, to myślę, że każdy kto lubi historyjki z obrazkami i nie jest gołowąsem powinien mieć ten album i  wszystkie pozostałe też- tym bardziej, że można go przeczytać wielokrotnie - ja zrobiłem to już cztery razy co najmniej- i nigdy się nie znudzi. Poza tym można sobie trochę pomyśleć o nim potem- taka yntelygentna rozrywka, wiesz? O sensie tego wszystkiego, innych ludziach i związkach pomiędzy nimi. I o tym jaki powinien być facet, wiesz? Naprawdę dobra rzecz.
   Czy Ci pożyczę? Oszalałeś? Kup sobie swój egzemplarz- kosztuje tylko 24, 90- jakbyś odpuścił se trzy piwa w tym barze i paczkę fajek, to byś miał- to nie jest taki duży wydatek, a mówię- warto!, bo to cholerstwo jest kurna genialne!
   Hehe, ale poleciał do księgarni, aż się za nim kurzy... o następny nowy... siadaj pielgrzymie- pokaże ci coś...
...

Offline pookie

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #9 dnia: Kwiecień 20, 2003, 11:46:23 pm »
Głosowanie rozpoczęte ! Czas macie do końca miesiąca, procedurę znacie (privy), zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami autorzy nie głosują. 1 maja ogłoszenie wyników.
 for Pookie

Offline pookie

KONKURS - edycja kwietniowa - WYNIKI
« Odpowiedź #10 dnia: Maj 01, 2003, 12:08:19 am »
Głosowanie zakończone. Wielkim zwycięzcą został ... Kurczak !!!

Gratuluję. Wyniki :
Kurczak - 5 głosów
Yaqza, Tiall - 3 głosy
Roody 102, Yoghurt, No face. Master yoga - 2 głosy

Zwycięzcę proszę o kontakt (priv, gg). Zapraszam do konkursu majowego - świetne nagrody :)
 for Pookie

 

anything