Najpierw, spośród wszystkich uczestników karawany tylko on przeżył. Później przed śmiercią głodową uratowała go Garami, która na dodatek zapragnęła zrobić z niego ucznia choć wiedziała, że co najwyżej może jej zawadzać. Następnie został niewolnikiem (niby po to żeby miała jakiś towar przy wyjeździe i jej wizyta nie wydała się podejrzana co oczywiście musiało być głupią wymówką, ewentualnie idiotyzmem ze strony autora) i w momencie gdy miał zostać zgwałcony przypadkiem znalazł pękniętą butelkę (tulipana), którym się obronił i wydziobał oko oprawcy, który następnie wrzucił go do celi z lwem ewidentnie inspirowanym Zoddem (lub Rigaldem z Claymore'a) zamiast np. zabić go i dopiero wrzucić. Oczywiście lew okazał się być miłośnikiem dzieci i zamiast go schrupać dał mu maść do zagojenia ran, którą przypadkiem posiadał (oczywiście żołnierze, którzy zdołali go zakuć w kajdany nie wysilili się go przeszukać, bo po co? Albo przeszukali go, ale stwierdzili, że lepiej żeby był w pełnym zdrowiu gdyby się skaleczył, bo przecież mieli go za chwilę stracić, lol. Chyba jednak lepiej żeby nie był w pełni sił, ale wręcz przeciwnie tym bardziej, że miał i tak stać się pokarmem dla świń, ale co tam.). Następnie jeden z bloków skalnych był na tyle luźny by go wyciągnąć (lub dzięki swojej niesamowitej sile go wyciągnął, co można by łyknąć), a powstały otwór na tyle duży, by nasz przyszły wymiatacz mógł się przecisnąć. Jednak to co mnie najbardziej rozwaliło w całym pierwszym tomie to napatoczenie się na tunel długości 10-20 m, który prowadził prosto do łazienki księżniczki... Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć czemu to idiotyczne jest. Choć jak się tak zastanowię to chyba jednak głupsze było to, że dzieciak wrócił do więzienia po to by uzyskać pomoc od pół-człowieka, pół-lwa (oczywiście nie przemyślał w jaki sposób go stamtąd wyciągnie, bo jak inaczej lew mógłby mu pomóc?) myśląc że strażników nie będzie, a jego samego uratował lew, który jak się okazało mógł uciec w każdej chwili, lol. Co więcej, lew ten mógł z łatwością wybić armię zombie, która z kolei z łatwością mogła wybić 20 uzbrojonych po zęby ludzi. Swoją niezniszczalność zademonstrował jeszcze później (skleił na klatę kilka serii wystrzelonych pocisków z karabinów), a czepiam się dlatego, bo jakimś cudem pojmano nie tylko jego, ale jeszcze 5 takich jak on. Z czego wniosek, że musiano do tego wykorzystać całą armię chyba...