Powtórzyłem sobie wczoraj przed snem dwa albumy: Wróżbitę, oraz Obeliksa i spółkę.
Wróżbita faktycznie lepszy, niż go zapamiętałem. Ale nadal nie należy do moich ulubionych. Fajny ten początek, że legioniści żyją sobie luźno i nawet nieogoleni, czekając na zmianę. Ta panorama sielanki znakomita. Głównie zwróciłem uwagę na to, że jeden legionista posadzi sobie sałatę w obozie, inny leży i pije wino, a jeszcze inny (ten jest najlepszy) powiesił pranie na sznurze, który jest zawieszony na tych ich znakach wojskowych (nie wiem jak to się fachowo nazywa).
Pamiętam, że film animowany, łączący Walkę wodzów i Wróżbitę, najmniej mi się podobał z tych starych (oczywiście Asteriks podbija Amerykę i Wikingowie, które nakręcili później, były filmami jeszcze słabszymi).
Obeliks i spółka, to zaś nie da się ukryć rzecz znakomita, nieprawdopodobna, genialna. Szczytowe osiągnięcie satyry. Ten komiks byłby genialny nawet gdyby Goscinny wymyślił tylko to wszystko, co dzieje się w osadzie, a ten Gość jeszcze dołożył do pieca pomysłem, że ten cały handel menhirem poszedł aż do Rzymu. Część rzymska tego albumu, to już prze masakra, nie wpadłbym na to, nawet gdybym sto lat myślał.
Edit.
Aż muszę edytować...
Otóż, właśnie oglądam 12 prac Asteriksa. I wódz osady nazywa się w polskiej wersji Abrarakurvix.
Tyle razy widziałem już 12 prac, a dopiero teraz zauważyłem, że jak Obeliks rzuca oszczepem, to w tej wiosce indiańskiej, przez którą ta broń leci, wśród bijących się czerwonoskórych jest Umpa-Pa. Zauważyliście to?