Autor Wątek: Blog Gildii Nauki Popularnej  (Przeczytany 3476 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Greg K1ler

  • Gość
Blog Gildii Nauki Popularnej
« dnia: Czerwiec 08, 2006, 08:50:58 am »
Zapraszam wszystkich udzielających się na forum do czytania, komentowania i oceniania bloga Gidii Nauki.

http://www.sci-tek.gildia.pl

Offline R3615

Blog Gildii Nauki Popularnej
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 07, 2006, 12:13:47 pm »
"Nabity w komórkę" - Aktualnie w świecie programistów panuje moda na emulatory urządzeń (gadżetów). MS Visual Studio już od wersji 2005 jest standardowo wyposażone w emulator telefonów pracujących pod Symbianem lub Windows CE. Podobnie pakiet Flash MX od wersji 2004. Można więc łatwo i przyjemnie pisać na to programy.
"Przywiązano mnie do koni o imionach Przyszłość i Przeszłość…" - Czy ja żyję na styku epok? Nie. Tworzyliśmy i nadal tworzymy tę epokę. Aktualnie chodzi nie tyle gadżety, co szacunek dla czystej nieprzekłamanej, opartej na zrozumieniu (a nie pamięciówce) wiedzy. Młodzi są jak płomień spalają się szybko, lgną do papieru, jak zawieje patrzą w przeciwną stronę, a po całym ich buncie pozostają tylko popiół i zgliszcza. Takie inicjatywy jak Wiki (ale nie tylko) to podarunek od nas dla nich... (vide następny tekst)
Magister z Google zrodzony - Ja zapytam jeszcze złośliwiej. Jak wygląda zaliczenie studiów na testach? Miałem w życiu przyjemność być na wykładach ludzi, którzy potrafią słowem inspirować. Stawiają problemy, nad którymi się rzeczywiście myśli. Miałem też setki wykładów, z których wychodziłem z odleżynami w okolicach ucha - jakby je wydać na xero, nauka nie odniosłaby większego uszczerbku. Poznałem piękno wiedzy, a zarazem jej ulotność. Nie mówmy więc o gruntownym przygotowaniu, bo dla mnie to papierowa fikcja, ale o właściwej uprawie - prowadzonej przez lata, tak by przynosiła plony i nie jałowiła zarazem podłoża. Wiki nie jest złym projektem, brak jedynie dobrego pomysłu (przynajmniej w polskim wydaniu) na jej realizację. Czy jednak ta sama zaraza nie dotyka nauki w Polsce? Dlaczego, poszukując dobrych wykładów, kluczowych idei, informacji najnowszych i rzetelnych, wreszcie policzonych krok po kroku przykładów (policzenie tego samemu zajęłoby milion lat), a nie tylko treści (może i wybitnych) użytych twierdzeń, muszę przeszukiwać angielsko-języczne strony obcych uczelni? Bo nasz system szkolnictwa wyższego to średniowiecze domieszkowane tanimi gadżetami. Kiedy pierwszy raz trafiłem na strony uczelni amerykańskich (skąd owe domieszki pochodzą), doznałem szoku i nie mogę z niego wyjść od lat. Wtedy coś we mnie zazgrzytało owym idiotycznym tekstem: "Imperialiści z USA zrzucają na nas z łodzi podwodnych stonkę, aby uniemożliwić nam realizację planu pięcioletniego". Czy to trwa, czy mi się śni?  :badgrin:
lteri vivas oportet, si vis tibi vivere.
Docendo discimus.