Pierwszy tomik czytałam - tragiczne. Wrażenie, jakie zwykle miałam przy komiksach koreańskich - ta postać jest z tej mangi, ta z tamtej, ten facet z Wedding Peacha, ten to trochę złośliwsza Rei z Evangeliona. Przyjemna chyba tylko panienka o wdzięku słonia w składzie porcelany i facet-psychopata z manią ekologiczną, którego z jakiegoś nieznanego powodu wielbi główna hero - prawdopodobnie tak pojawia sie u niej choroba sieroca: o biednej nawet sama autorka pisze w którymś z komentarzy, że niespecjalnie ja lubi i chciała ją zrobić zupełnie inną, ale redaktorzy orzekli, ze musi być głupia i płaczliwa, bo tego chcą czytelnicy.
I różowa.
Po raz pierwszy zdarzyło mi sie wznosić dzięki za to, że manga jest czarno-biała i nie trzeba cały czas widzieć tego w kolorze.^^