Jeżeli chodzi Ci o umiejętność zachowywania się wspoeczeństwie iumiejętność w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi, to mylisz się bardzo.
To, że batlowcy potrafią porozumiewać się z innymi w żadnej mierze nie jest zasługą gry w którą grają. Nie myl współwystępowania z powiązaniem przyczynowo skutkowym. Jesli już wynika to z jakichs gier to najpewniej z RPGów, ale na ten temat dopiero prowadzone są badania w naszym kraju (to, że cześć battlowców zaczęła od RPGów to inna kwestia).
Jedno jest pewne: nawiązywanie relacji z innymi przez graczy WFB jest wielce ułatwione (przez samą grę, inne czynniki w tym momencie pomijam) w przypadku własnego środowiska. Kwestia nomenklatury, zasobu specjalistycznej wiedzy a nawet takiego banału jak radość ze wspólnych zainteresowań. Nie mówię, że gracze nie posiadaja tej umiejętności, mówię tylko że gra jej nie rozwija w żaden wyjątkowy sposób. Za to wpływa cudownie na pojmowanie i szacowanie prawdopodobieństwa i myslenie magiczne (łącznie ze złudzeniem hazardzisty).
Co do podziału o którym mówisz, że nie istnieje bo jest wirtualny i wyimaginowany zapytam cie ilu znasz ludzi grających w WFB a nie należących do żadnego klubu i nie pojawiających się na turniejach? W samym Poznaniu znam ośmiu, w okolicach Bydgoszczy czterech... Najpewniej jest ich więcej, ale się nie zrzeszają i grają tylko z najbliższymi przyjaciółmi, w necie ich nie uświadczysz, do klubów nie zajrzą, bo "nie podoba im się tamten styl grania". Ci w Bydgoszczy niemal nienawidzą XIII Kohorty i na sam dźwięk tej nazwy zaczynają się śmiać, ci z Poznania o Strefie Zero mówią "coś słyszałem... ale ja nie umiem wałkować".
Z tych znanych mi 12 osób osobiście na necie pojawiam się tylko ja, więc nie dziwo że są niezauważalni skoro nikt nie wie że grają, poza nimi samymi. Kilku innych "internetowych znajomych" z innych miast działa podobnie i też gra ze swoimi kumplami, którzy też nie chcą ani udzielać się na battlowych forach ani pojawiać na turniejach, bo to nie ich świat. To już nie tyle konflikt co próba unikania przez tą grupę jakichkolwiek kontaktów z ligami i wszelkimi rankingami, bo twierdzą że chcą się bawić a nie dążyć do jakichś tam zwycięstw. Na turniej w chińczyka też by pewnie nie pojechali :P To że jakiejś grupy nie dostrzegasz to nie znaczy, że nie istnieje.
A podział i ewentualny konflikt pojawia się wtedy, gdy któryś z owych "domowych" graczy ze swą idealistyczną wizją zabawy pojawi się już w jakimś klubie czy na turnieju i tam "bylekto" zacznie po nim jechać jak po dzikiej świni że jest lama, ma plewne rozpiski i takie tam. Osoba później jakoś frustracje wyładować musi, a nie ma nic prostrzego niż wrogo nastawić się do atakujących.
Podział istnieje, sęk w tym, że niektórym wydaje się, że jeśli ktoś na turniejach nie gra, to nie gra w ogóle. Wymieniony wcześniej MKG jest przykładem tych nielicznych jak i ja, którzy grają w zaciszu domowym, ale z turniejowcami też się dogadać potrafią. Niestety takich na palcach ręki drwala policzysz. Nie mów więc czegoś takiego:
"Konflikt" klimaciarzy z powergamerami jest wytworem szalonego umysłu, o cięzkich do zidentyfikowania stronach i braku rzeczywistej konfrontacji.
Bo jedyne co w tym zdaniu jest prawdziwe to brak rzeczywistej konfrontacji.
Podział jest sztuczny. Konfliktu nie ma, a emocje go dotyczace występują w poszczególnych niezrealizowanych jednostkach.
Niezrealizowane jednostki, to ci którzy chcieli sobie na turniejach pograć. Czyli wierzchołek góry lodowej... A niezrealizowani to oni są tylko na turniejach. Myślę, że poziom ich realizacji jest (albo może być, bo nie znam tych z którymi miałeś styczność) całkiem wysoki, ale na trochę innych wymiarach. Weź to pod uwagę