Jedynie Frank Miller wiedział, jak się zabrać za Elektrę. Dokonania Bendisa i Rucki strasnie przyćmiły tą postać, która od dawien dawna powinna gnić w grobie.
O co mi chodzi? W 1990 roku Miller chciał całkowicie skończyć z Elektrą. Napisał dzieło Elektra Lives Again, które obecnie bardzo trudno znaleźć z powodu braku wznowienia nakładów. Ale do rzeczy - Miller umówił się z Marvelem, że będzie to OSTATNIA historia o Elektrze. Potem grecka oliwka miała spokojnie leżeć na polach niebiańskich. Frank nie wiedział jednak, że Marvel zrobił go w konia - na okładce przylepili logo "What If...?". Miller strasznie się zdenerwował i poprzysiągł (jak Alan "From Hell" Moore) że nigdy jego noga nie stanie koło biura Domu Pomysłów.
To jeden z najlepszych dowodów na to, że Marvel leci na kasę (z drugiej storny, które wydawnictwo nie leci?). Dla mnie Elektra nie żyje od 1990 roku. I co z tego, że się fajnie "niusiała" z Murdockiem w 81 numerze DD autorstwa Bendisa i Maleev?
Z pozycji które wymieniłeś posiadam jedynie Elektra: Assassin. Kamień milowy Marvela, i na dodatek nie trzeba znać żadnych wątków porpzedzających, bo nie należy do kontinuum. Głównie komiks bardziej artystyczny, niż fabularny. Sukces Sienkiewicza, rysunki nawet lepsze od tych z Endless Nights (ale porównywanie obu komiksów z sobą to lekkie nieporozumienie). Must-Have.