Kupiłem tego Incala, wziąłem się wreszcie wczoraj za niego i... aż mnie odrzuciło. Dałem radę przeczytać niecałe 40 stron. Kreska jest obrzydliwa, a fabuła i pomysły zapowiadają się bardzo charakterystycznie dla Jodoworskiego, którego nie trawię. Dwie strony temu, gdy prosiłem o opinię nt. tego komiksu, powiedziano mi, że jest on mimo wszystko inny, niż pozostałe komiksy tego autora. Zgadzam się z tym, ale jednocześnie wyraźnie widać, że z Incala właśnie wyewoluowali Metabaroni i Technokapłani, czyli jak dla mnie nic dobrego Napisano też, że Incal lepiej się zaczyna, niż kończy, więc chyba dobrze zrobiłem, że odłożyłem na półkę, bo jeśli to prawda, to po tych 40 stronach nie ma sensu się męczyć i czytać na siłę.
Jedyne co mnie pociesza, to że Scream Comics jest małym wydawnictwem i jest szansa, że nowe wydanie szybko się wyprzeda, nie będzie dodruku, więc może uda się jeszcze na tym zarobić
Od rana zastanawiam się, jak można by było odpowiedzieć na takiego szczerego posta, no i dalej nie wiem.
"Jodoworski" bez wątpienia nie jest mym ulubionym scenarzystą, tzn. na pewno jest twórcą rozpoznawalnym i nietuzinkowym, może kultowym, trzeba mu przyznać, że próbuje od lat przełamywać różne tabu... ale chyba od wielu lat goni w piętkę, niemiłosiernie się powtarza, i przez to jego "nowe" i szokujące pomysły za którymś razem stają się po prostu nudne, mnie to już ani ziębi, ani grzeje... ale ALE! stop! Przecież trzeba powiedzieć, że w końcu Incal w momencie swego debiutu był właśnie czymś świeżym, nowym, chyba bardzo oryginalnym. Jeśli ktoś zapoznaje się ze światem Incala od końca, od rzeczy słabych i wtórnych, to nie dziwota, że przy powrocie do korzeni może mieć już serdecznie dosyć.
ALE... "obrzydliwa kreska"? No bez przesady! Fakt, "daleko" mu do okrąglutkiego Mickey Mousa czy błyszczących facetów w rajtuzach. Tylko, że wydaje mi się, że są jakieś granice, to niemal tak, jakbyś nazwał obrazy Pollocka bazgraniną, a twórczość Caravaggia - tandetną szmirą; mimo tego, że to może nie do końca "moje klimaty", nigdy bym tak nie powiedział.
A ja twierdziłem, że lepiej się zaczyna, niż kończy.
Też tak myślę!
na początku też kreska mnie nie porwała (nie mówię, że mi się nie podobała, tylko, że spodziewałem się większych fajerwerków).
Jak ktoś szuka fajerwerków, to niech zainwestuje w wydanie Egmontu z "ulepszonymi" kolorami, albo najlepiej od razu w Megalexa!