Ok, to może ja napiszę w skrócie co sądzę o imprezie: (pisałem baardzo długie sprawozdanie, ale w połowie mi je wsysło, ponieważ nacisnąłem zły guzik;])
oMTH '06 to najlepszy turniej na jakim byłem. Mnóstwo nowych dla mnie twarzy i przeciwników, których nie udało mi się poznać na turniejach wyjazdowych (ponieważ na takich nie bywam). Świetne nagrody, atmosfera. Po prostu miód.
W pełni satysfakcjonuje mnie IV miejsce, gdyż daje do myślenia zwycięzcom z podium (czyham tuż pod nimi, aby w odpowiedniej chwili dokonać zamachu stanu), jak i przegranym (pokazuje jakie miejsce zajmuję w łańcuchu pokarmowym).
Krótki battle report:
Bitwa pierwsza: Nahar i Marienburg. (bałem się przed turniejem, śmiałem się przy rozstawieniu, płakałem po bitwie)
Nahar jak się okazało nie wyekwipował swojego Marienburgu w kusze, rusznice i łuki, a jedynie KUSZĘ i ŁUK. W porównaniu z moimi 5 kuszami i łukiem wypadał dość słabo:) Jego pierwsza tura ograniczyła się do masowego przemieszczania modeli i zabicia mi pieska z łuku. "spoko, mam jeszcze 4" pomyślałem i rozpocząłem swoją turę. Oczywiście w swojej turze postanowiłem "nauczyć chłopaczków z portu jak należy strzelać" i jak się okazało NIC BARDZIEJ MYLNEGO. wyrzuciłem 1,1,1,1,2
ee... "parodia, ale ok" mówiły moje myśli, gdy kontynuowaliśmy grę. W turze Nahara kapitan spudłował z kuszy, a jego wredna assassinka strzeliła z łuku do łowcy z kuszą. Trup, rykoszet --> tileańczyk trup "ŁOSZ k**wa" zawyło mi w głowie, gdy zobaczyłem dwa ciała. Nie było bata - po pierwszej turze druga musiała być lepsza i owszem. Strzelając przewróciłem jeden model na turę;]... AAARGH! Odczekałem jeszcze kilka nędznych rzutowo tur i zabiłem tą podłą assassinkę, a potem wycofałem się, gdyż dobry gracz wie, kiedy należy to dobrowolnie zrobić.
Aftermath: flagellant stałe się herosem, znalazłem 7 kawałków i zapłaciłem podłe 40 upkeepu mojej armii najemników. Nic nei zginęło (Naharowi natomiast poszła się walić ta zabójczyni!) Kupiłem drugiego flagellanta i tyle. Rating skoczył, nic nie straciłem, mnóstwo zyskałem - czułem się zwycięscą:)
Bitwa druga: Nie znany mi dotychczas przeciwnik i banda Undead, którą znam na wskroś - dobre zestawienie.
To miała być szybka piłka. Undead bronili ofiary, było ich o wiele mniej (w końcu "przegrany" & przegrany dawało mi pewną przewagę). Kuszników rozstawiłem tak, aby widzieli cele, 2 flagasów i priest weszli w katakumby, a reszta czekała na sygnał startu. "PAF" i ruszyli. W drugiej turze miałem już ofiarę , która mknęła do moich kuszników, flagellanci młócili ghuli na środku stołu. Pieski ujadały... kusznicy pudłowali, ale udało im się przewracać assassina mego przeciwnika. Torpedą okazał się krwawy halfling, który nazabijał się tyle, że nie mógł potem unieść zdjętych skalpów:) Taktyka się sprawdziła i szybki atak powiódł się, aczkolwiek Undeadzi wykazali się nie lada postawą sprawiając spore kłopoty. Naprawdę nie spodziewałem się takiego oporu i strat, które mi zadali - ale jak to bywa w takich scenariuszach rzuca się wszystko na łeb, na szyje i wygrywa, ale trochę traci.
Aftermath: Straciłem (a potem już non stop go traciłem) Balthazara - mojego początkowo gołego WH. Poszło też trochę piesków utd... ale nie było źle. Wyrzuciłem całe "2" dodatkowego xp. dla moich herosów i (ehh) zapłaciłem 40 upkeepa + powiększyłem najemny korpus najemników o kupca.
Podstawowe błędy przeciwnika: Złe rozstawienie i strachliwość. Gdyby wyszedł wszystkim na przeciw - miał by szanse wygrać.
Bitwa trzecia: Zielony i Krasnale (są dwa rodzaje przeciwników, na których nienawidzę trafiać na turniejach: Krasnale i ZIelony! Niebawem dowiecie się dlaczego)
Na poprzednim turnieju, na którym spotkałem Zielonego chłopak był niedoświadczonym, początkującym graczem, a mimo to przetrzymał mój ostrzał. Popełniając mnóstwo błędów dotrwał do momentu, w którym to moja banda oddała pola. Nie powiem - nie uważam, że należało mu się zwycięstwo, ale osiągnął je i tyle. Bywa. Na tym turnieju gość się wyrobił i zaczął dobrze grać. Błędnie się rozstawił, ale do tego trzeba chyba więcej doświadczenia i przewidywania. Bitwa rozegrała się w płonącym mieście, gdzie co chwila gasły i zapalały się ruiny. Jednym ze śmieszniejszych motywów jest budynek, który okupowałem kilkoma modelami. Zapalał się pod koniec mojej tury i gasł pod koniec tury Zielonego, toteż nie musiałem testować :P Zielony po prostu na mnie pobiegł... od razu wiedziałem jak ciężko będzie a Krasnale mają to do siebie, że nie da się ich "tak o" zabić. Problem polegał na tym, że przegrałem pierwszym routem po stracie 4/5 modeli i nie miałem szansy podobijać leżących krasnali, a jestem przekonany iż miało by to znaczący wpływ na zakończenie rozgrywki. Z żalem oddałem kolejne zwycięstwo Zielonemu, którego lubię - jest spoko gościem... ale nie zapracował na nie:) Znowu. (Przynajmniej stać mnie na szczerość)
Po bitwie sporo mi umarło, ale rating skoczył. Nie było tak źle!
Bitwa czwarta: Kolejny nowy przeciwnik i Beastmen (czyli "Dog in the Fog")
Od samego początku wiedziałem, że muszę to wygrać. Wybrałem pierwszą strefę, miałem plan działania i ponad 100 ratingu przewagi, nie mówiąc o ilości modeli i rozwinięć. Przeciwnik grał bardzo dobrze, przemieszczając się tak, aby nie dać mi zbyt wielu szans na strzelenie. Miałem po prostu szybsza bandę, przewagę pozycji i uzbrojenia. W drugiej turze zastrzeliłem szamana, w trzeciej rozstawiłem się na "górze" co widać na przedostatnim zdjęciu z oMTH. Potem rozpoczęła się rzeź! Moje psy ujadając dopadły czterokrotnie większych beast houndów i je... zagryzły! Nici z taktyki, nici ze strzelania - wróg zwiał i tyle... miał pecha jak na mój gust. Jemu należało się z kolei bardziej krwawe rozegranie tej bitwy i powinien dostać od losu (rout) szansę kontr szarży na moją bandę.
Aftermath: sporo rozwinięć, sporo pieniędzy, minimum strat.
Bitwa piąta - ostatnia: Ci sami Undead, którym wykradłem ofiarę. (Swoją drogą była to siostra sigmara, którą moi WH spalili zaraz po uratowaniu:P!!)
Przeciwnik wiedział już na co mnie stać, a ja mniej więcej poznałem jego styl gry. W czasie burzliwej i naprawdę zarąbistej rozgrywki sprawdziło się to co sądziłem o mym wrogu: jest strachliwy. Nie podejmuje ryzyka i woli "czaić się wampirem niż zaszarżować i zdobyć inicjatywę". Zresztą przykładów było by wiele, gdybym chciał o tym pisać. Ok: sama bitwa rozegrała się na dwóch frontach. Środek stołu to była krwawa łaźnia. Ogr wszarżował w warlocka undeadów i zagryzł go razem z psem, który się przypałętał do pomocy. Potem stanął na środku stołu, na fontannie i zaciekle bronił pozycji przed 3 ghulami. Do końca gry nawalali się na środku... doszły zombi, gdy tylko podeszły jak tego oczekiwałem moja druga kontr szarża zaatakowała natychmiast - psy (nieustraszone dzięki mocy priesta) ujadając rzuciły się na wroga i zrobił się prawdziwy kocioł... trwał do końca gry co chwilę podsycany nowymi modelami WH i Undeadów. Drugim frontem były budynki do zajęcia. Wampir, Harpia, Assassin, moi kusznicy i kilak witalnych modeli robili różne podchody, wymijali się... ostrzeliwali. W końcu wampir nie wytrzymał, postanowił wskoczyć w wir walki na środku stołu (gdyby zrobił to wcześniej to kociołek mógłby się przelać na moją niekorzyść). Haria z piskiem wyskoczyła na priesta i flagellanta, którzy na to czekali - po czym umarła sobie błogo rozorana w pył przez herosa flagellanta z 2 atakami z S7:), dobita kolejnymi dwoma atakami Priesta z Młotem Sigmara.
Tadam - nie ukrywam na to liczyłem. Zakończyło się tym, że zająłem wszystkie pięć domków a moja banda oszczędziła tylko 3 nieumarlaków. Z tego dwóch na plecach.
Błędy przeciwnika: Tylko strachliwość. Nie wyczuł momentu, w którym trzeba było rzucić do walki rezerwy. Poza tym przegrał z dwóch powodów niezależnych od siebie: Różnica ratingu (277 mojego, do 190 jego), oraz po prostu rzuty. Nie powiem obaj słabo rzucaliśmy co widać było na środku stołu jak ogr i 3 ghule walzyli do końca bitwy... Ja miałem tę przewagę, że z 18stoma modelami, darmowym ogrem i pit fighterem po prostu wbiłem się klinem w wielki kocioł, a reszta modeli mogła zająć się domami.
Ostatnia bitwa była najciekawsza, pełna pobocznych zwrotów akcji, przeciwnik bardzo się starał i uważam, że był to (pomimo błędów w dwóch rozgrywkach) najlepszy przeciwnik z jakim walczyłem. Do ostatniego momentu nie tracił wiary i starał się zrobić coś, co pomogło by mu zwyciężyć. Myślę, że za rok koleś będzie prawdziwym turbo diabłem, o ile poćwiczy rozstawianie i przestanie się bać o niektóre modele. Myślę, że strach ów może się wiązać z mniejszym doświadczeniem np: grając cały czas jedną bandą przez 6 lat można się naprawdę czegoś "spodziewać" stąd wiem na co mogę pozwolić sobie wampirem.
Ok to chyba tyle:) Turniej był wielce udany, ja wróciłem z niego mając ochotę jeszcze sobie pograć. W głowie widziałem urywki ostatniej potyczki, która była bardzo klimatyczna, wydarzyło się bowiem mnóstwo ciekawych sytuacji - fluffowych.
Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego turnieju, na którym będę mógł powalczyć o wyższe miejsce (bo o niższe się z reguły nie walczy:P)
Pozdrawiam i dzięki organizatorom za ten wspaniały dzień.
PS: Jeśli ktoś ma uwagi odnośnie mojej gry, widział jakie błędy popełniałem - byłbym ogromnie wdzięczny za ich ukazanie, rady dotyczące wyeliminowania takich błędów na przyszłość.