Kwestia hipnozy wydaje się ciekawa zwłaszcza z punktu widzenia prawa.
Pamiętacie sprawę mordercy własnych rodziców w Stanach Zjednoczonych? Lunatykujący mężczyzna w stanie zmienionej świadomości wstał z łóżka, przejechał kilkadziesiąt kilometrów samochodem i zabił własną rodzinę siekierą. Obudził się z rękami we krwi i od razu poszedł na komisariat policji.
Prawnicy mieli niebanalny problem, ponieważ przypadek morderstwa podczas snu nie miał precedensu w amerykańskim prawie i trzeba było orzec w jakim stopniu oskarżony jest winny.
Podobnie wyglądała by sprawa przestępstwa popełnionego w stanie hipnozy, czyli ograniczonej własnej, świadomej woli.
Pod wpływem hipnozy człowiek nie może zrobić nic, co nie jest zgodne z kodeksem moralnym, choć rzeczywiście może uzalęznić się od hipnoztyzera, jęśli ma ona tkie intencje. Może takżę zostać przez niego oszukany. WIęc wszystko zależy od hipnotyzera.
Czy napewno? Mnie się wydaje, że to zależy od osobowości osoby manipulowanej i jej stosunku do takich tematów. Ktoś słaby psychicznie, dodatkowo wierzący w sukces hipnozy to znacznie lepszy materiał do "programowania".
Problem z hipnozą polega na ulotności jej efektu. Nie można wywrzeć trwałego śladu na zachowaniu osoby poprzez krótką próbę hipnozy. Znacznie lepiej działa indoktrynacja trwająca miesiące a nawet lata, popatrzmy na przykład choćby aparatów rządów totalitarnych.