well, obejrzeliśmy z knurkim do końca, ale jakoś nie zachwyciło. Było na tyle fajne, że dało radę, ale generalnie mam alergię na niedorobione wykorzystywanie elementów religijnych... fetysz zakonny w pełnej krasie (wiecie, jaki mam stosunek do majtek w anime, co nie? a tu jeszcze majty zakonnicy... <przystawia sobie bazookę do głowy>). Jeśli już korzystać, to z sensem, a nie dlatego, że krzyże fajnie odbijaja się od biustu. Niestety, Japończykom chrześcijaństwo kojarzy sie głównie z dziwakami, którzy chowali się w jaskiniach w czasach prześladowań...
Fabuła ma dziury, według mnie. No i nieśmiertelne moe, w dodatku śpiewające moe, brrr...
Końcówka za to była taka jak powinna być - logiczna, wynikająca z fabuły i zasługująca uznanie szyszek
PS. No i bisze, bisze!