Jakoś mnie naszło by się ogólnie o Star Warsach wypowiedzieć więc zrobię to tutaj...
Ostatnio miałem przyjemność obejrzeć sobie „Powrót Jedii” i choć jakimś mega obsesyjnym Star Wars geekiem nie jestem – Strasznie lubię tą pierwszą serię. Nie kocham, ale uważam, że jest zajebista. Ma unikatowy klimat i nigdy nie myślałem o tym świecie jako o SF, a jako o czymś kompletnie baśniowym, prawdę mówiąc na mojej półce „Star Wars” są bliżej LOTRA niż Star Treka... i tu już nie chodzi tyle o gatunek co panującą atmosferę i dla mnie przynajmniej, tworzy ją głównie to... Że te filmy są stare. Nie mieli technologii jaką by mieli dzisiaj tylko musieli się ograniczyć do tego co było pod ręką (MUPPETY) i dzięki temu wykreowali co tu wiele mówić ciekawy i bogaty świat, w którym mimo wszystko nie odczuwam kiczu i jest coś baśniowego i wiarygodnego...
Te nowe części... Nie wiem! Może wyjdę na bluźniercę ale „Mroczne Widomo” mi się tylko tak naprawdę przyjemnie oglądało, choć i tak było marne. „Attak Klonów” był cholernie nudny, a „Zemsta Sitchów” nieco lepiej ale nic specjalnego... I moim zdaniem te filmy same w sobie nie są złe, po prostu to zupełnie inny klimat. Nie wiem w czym popełniono błąd, ale po prostu nie czuć tego mistycyzmu i baśniowości które miały wcześniejsze części...
Moim zdaniem za wiele podają na talerzu (W sumie jestem ciekaw jakby te filmy odebrał ktoś kto by obejrzał je nie w kolejności jakiej wyszły, a według numerków) i na siłę próbują „udramatyzować” postać Anakina(który moim zdaniem wyszedł bardzo nieciekawą postacią... Aż chce się oglądając krzyknąć „Och, litości! To ma być Vader!?”) W pierwszej Trylogii rozterki Luka nie wydawały się ani trochę wymuszone, naturalne i w sumie robiły tylko za tło... Tak naprawdę w tych filmach chodziło o dobrą zabawę. Skakanie od jednej przygody do drugiej, mrowie przedziwnych postaci, lokacji i jakby nie patrzeć humor. „Zemsta Sitchów” prezentuje się dla mnie nieco jak pretensjonalna próba nadania powagi czemuś co od początku nie traktowało się poważnie... To na swój sposób jak „Batman Begins” względem pierwszego „Batmana” Burtona, tylko wypadło marnie.
Koniec, końców – Pierwszą Trylogię lubię, szanuję i widzę jaką zamkniętą całość, nową zaś widzę jako kompletnie oddzielną serię, która niby jest tym samym światem i nie jest koniecznie zła, ale ma po prostu zupełnie inny klimat, jest zbyt na siłę i do mnie nie trafia...
P.S.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że gdyby Lucas miał od początku efekty specjalne to pierwsze trzy gwiezdne wojny wyglądałyby pewnie tak samo jak te nowe, ale to dla mnie trochę jak z argumentem „Oh, gdyby Poszukiwacze Zaginionej Arki wyszliby dzisiaj to by spotkali się z tą samą krytyką co Królestwo Kryształowej Czaszki” Może i tak – a prawda taka, że były pionierami, każde w swojej dziedzinie i dla mnie stąd ich urok właśnie...