Jestem po 2. tomie - "Strach i wstręt" i mam mieszane uczucia. Z jednej strony komiks wydaje się trochę znajomy (oczywiście przez wzgląd na duet autorów tego wydania zbiorczego, chociaż kreska Dillona zawiera znacznie więcej cieniowania i jest nieco bardziej surowa, mniej wygładzona), co może być nawet plusem; ponadto po drugim tomie mogę powiedzieć, że jako czytelnik oswajam się nieco z postacią Constantine'a, co tylko po "Niebezpiecznych nawykach" było dość trudne. Z drugiej zaś strony poza główną, tytułową historią, która jest swoją drogą co najmniej dobra i wciąga, ledwo przebrnąłem przez odcinek z urodzinami Constantine'a, zwłaszcza przy rysunku Dillona. W tytułowej historii mamy zaś wszystko: ciekawe, w kontekście wątku obyczajowego, choć nieco przewidywalne, zakończenie historii, zajebiście imho wpleciony motyw ze skinheadami i BNF w opowieści - co dodatkowo podnosi już na starcie walory "Strachu i wstrętu", no i mniej magii, a więcej hm... "Kaznodziei"?! Gabriel - nuda na maksa, płaskie i przewidywalne.
Rysunki trochę drażnią, to nie estetyczny Dillon, którego znałem, ale po przeczytaniu doszedłem do wniosku, jako czytelnik, że warto poznać jego styl, zanim stał się jakąś tam marką.
Podsumowując, pierwsza historia średnia, urodziny to naprawdę kiepścizna (poza motywem z kręconym lolkiem
), zaś tytułowy rozdział tomiku bardzo na plus. To tyle.
Co do samej serii, to ostatecznie nie jest dla mnie musiszmieć i jak będę miał okazję, to może sięgnę. Jest dużo ciekawszych rzeczy.